piątek, 27 września 2013

~MNzG~ 2

Następnego dnia Wiktoria przekazała dobre wieści swojej przyjaciółce. Obie cieszyły się, że nie będą musiały rozstawać się na te dwa miesiące. Zaplanowały już co będą robić na wsi, kogo odwiedzą i że na pewno zrobią mnustwo zdjęć na pamiątkę. Tak zleciał im cały dzień. Jutro miały już wyjechać. Wiktoria od razu po powrocie od przyjaciółki spakowała walizkę, dokładnie sprawdzając czy niczego nie zapomniała. Marcela siedziała właśnie na łóżku razem z tatą i wypytywała co robił gdy się nie widzieli. Lubiła spędzać z nim czas, mogła powiedzieć mu wszystko tak samo jak babci. Oboje wiedzieli o marzeniu obu dziewczyn. Tylko matka Marceli nie zgadzała się na wyjazd. Dziewczyna nie chciała się z nią kłócić bo uważała, że to i tak nic nie da. Ojciec i babcia wierzyli w nią oraz Wiktorię. Wiktoria zaś, gdy tylko wspominała o studiach w Korei zostawała wyśmiewana przez matkę.
- Dziecko, w co ty wierzysz?  Skąd niby weźmiesz na to pieniądze! A po za tym spójrz na swoje wyniki w nauce. Tam przyjmują tylko geniuszy.
- Mamo nawet nie wiesz z jaką średnią ukończyłam liceum.
To była prawda, odkąd urodził się brat Wiktorii jej matka zupełnie przestała interesować się własną córką. Nie wiedziała nawet o ocenach i dobrych wynikach. WSspierał ją tylko jej wójek, brat jej matki, który dostrzegał jej wysiłek.
Następnego dnia Wiki wstała wcześnie rano nie mogąc się już doczekać. Mieli wyjechać dopiero o 14, a była dopiero 7 rano. Nie wiedząc co ze sobą zrobić leżała na łóżku wpatrując się w sufit swojego pokoju na którym miała powieszszone zdjęcia swojego ulubionego zespołu z Korei ,, SHINee". Po dwugodzinnym, bezczynnym leżeniu wstała w końcu i poszła coś zjeść.  Czas płynął tak  wolno co trochę ją denerwowało. W kuchni siedziała jej mama oraz braciszek. Kochała go i z jednej strony nie chciała go zostawiać, za to z drugiej nie miałaby co robić bez swojej przyjaciółki. Matka jak zwykle zapatrzona w swojego synka nawet nie zwróciła uwagi na dziewczynę. Już nie miała kochającej rodziny jak kiedyś. Wszystkie problemy i zmartwienia pomagała jej rozwiązać Marcela. Siedziała teraz w swoim pokoju czekając aż zadzwoni jej przyjaciółka. W pewnej chwili usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Zbiegła szybko na dół żeby je otworzyć.
- Cześć!
- Siemka, gotowa?
- Jasne, czekaj chwilkę.
Wiktoria pobiegła do swojego pokoju po walizkę. Na chwilę jeszcze weszła do kuchni aby pożegnać się z mamą.
- Pa mamo! Już jadę, zadzwonię kiedy będę wracała.
Kobieta robiła akurat coś do zjedzenia dla małego i nawet nie zwróciła najmniejszej uwagi na córkę. Do tego jeszcze mały zaczął płakać.
- Dobra, dobra! Wiki, możesz go uspokoić? Ja mam całe ręce brudne.
- Ale mamo...
- To jedź! Nie zawracaj mi głowy! Nawet małego nie potrafisz uspokoić!
Wiktoria spojrzała na swoją matkę. Nigdy nie sądziła, że kobieta będzie odnosić się do niej w taki sposób. Wyszła z pomieszczenia ze łzami w oczach.
- Co jest? - Spytała Marcela, gdy tylko to zauważyła.
- Nic takiego, po prostu moja mama....
- Znowu cię olała?
- No nic, tak widocznie musi być. Chodź twój tata pewnie już na nas czeka.
Wyszły z domu, ojciec Marceli zapakował wszystko do bagażnika i ruszyli w drogę. Pan Słowik zadawał dużo pytań i jakoś ten czas leciał. Na wieś w której mieszkał jechało się około dwie godziny.
- Tato? A ile będziemy mogły zostać?
- Ile chcecie. To nie sprawi mi żadnego problemu, wręcz przeciwnie, babcia też będzie się cieszyć.
- A właśnie co u niej? Dobrze się czuję?
- Teraz już tak, ale  w zimę było z nią kiepsko.  Obawiam się córeczko, że babcia nie ma już po prostu siły, ma 90 lat.
Na twarzy Marceli pojawiło się zmartwienie.
- Ale nie martw się, gdy tylko cię zobaczy na pewno wrócą jej siły.
Dziewczynę słowa ojca wcale nie uspokoiły. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z babcią.  Gdy tylko dojechali na miejsce Marcela i Wiktoria pobiegły przywitać się ze starszą kobietą. Opowiedziały jej ze szczegółami cały miniony rok. Na wieczór postanowiły, że przejdą się w swoje ulubione miejsce. W tamte wakacje chodziły tam codziennie. Była to duża łąka na skraju lasu, gdzie panowała idealna cisza, której w mieście nigdy nie było.

Dni na wsi mijały nie ubłagalnie szybko., dziewczyny codziennie pomagały babci w gospodarstwie.  Matka Wiktorii nie odezwała się do niej przez miniony miesiąc. Co prawda dziewczyna próbowała się do niej dodzwonić lecz nikt nie odbierał. Dziś także miała nadzieje, że jednak ktoś się odezwie, jednak nic z tego.
- Co jest Wiki?- Do dziewczyny podeszła Marcela.
- Mam wrażenie, że rodzice już wcale przestali się mną interesować.
- Co ty gadasz, kochają cię, ale teraz...
- No właśnie, teraz mają małego Krystianka.
- Nie smuć się, babcia woła nas na chwilę do siebie.
Obie poszły do pokoju babci. Właśnie odpoczywała, była już w takim wieku, że nawet przejście z jednego końca podwórka męczyło ją.
- Dobrze się czujesz babciu? - Spytała Marcela po czym usiadła obok kobiety. Wiki przysiadła na łóżku które znajdowało się na przeciwko.
- Wnusie, jak widać robię się już coraz słabsza.
- Co ty babciu, jeszcze wrócą ci siły.
- Marceluś, ja wiem co mówię. Przeżyłam na tym świecie 90 wiosen. Wiele w życiu widziałam, wiele wycierpiałam, ale też dużo się nauczyłam. Wnusie długo ja już na tym świecie nie będę pomieszkiwać.
- Babciu, nie mów tak. - Jednak kobieta znów przerwała.
- Już dawno spisałam testament, nie chce jednak żebyście czekały aż odejdę. Wakacje mijają, a wy wybieracie się przecież na studia prawda? Tak więc moje wnusie za młodu, jeszcze jak byłam w pełni sił, miałam bardzo dobrą pracę. Wszystkie oszczędności składałam w moim małym tajemniczym schowku. Żyłam skromnie, czekałam i zbierałam je dla moich wnuków. Chciałabym wam przekazać te pieniądze. Macie marzenia i cel w życiu prawda? Jedźcie na wymarzone studia. Pracowałyście ciężko, należy się wam.
- Ale babciu...
- Moje dziecko, za nim odejdę chcę was o coś poprosić. Obiecajcie mi, że nigdy nie zrezygnujecie z marzeń. I jeszcze jedno. Wiecie, że pieniądze są wasze, jednak same musicie je znaleźć.
- A skąd będziemy wiedzieć, że to te?
- Wnusiu, oczywiście, że będziecie.
- Ale one mogą być wszędzie.
- Wiem, ale to już wasza w tym głowa, żeby je odnaleźć. Wydajcie je tam w Korei mądrze i z rozsądkiem.
Dziewczyny opuściły pokój babci zastanawiając się jak to wszystko się teraz potoczy. Nie wyobrażały sobie życia bez babci.
- To pewnie jej minie, przecież nie może umrzeć, nie może nas tak zostawić.
- Podobno ludzie przeczuwają takie chwilę.
- Weź Wiki nawet tak nie mów. 
- Ale co zrobimy gdy nie znajdziemy tych pieniędzy?
- Wygląda na to, że nie mamy wyjścia. Mamy jeszcze dwa tygodnie do końca wakacji. Mało czasu, ale zawsze coś.
- Pomyślimy nad tym w bardziej ustronnym miejscu, chodź. - Marcela pociągnęła swoją przyjaciółkę za sobą. Parę minut później były nad małym jeziorkiem w środku lasu. Ktoś, kiedyś wybudował tam małe molo.


Marcela odkryła to miejsce gdy szukała zakątka w którym mogłaby w spokoju pograć na gitarze. Leżąc tak na mostku obie w skupieniu myślały o jaki tajemniczy schowek chodziło babci.

  - Twoja babcia ma jakieś ulubione miejsce?
- No tak, jej ulubionym miejscem jest strych. Jejku Wiktoria! Co ja bym bez ciebie zrobiła! - Marcela zerwała się z miejsca i pociągnęła Wiktorię z powrotem do domu. Dotarły tam w oka mgnieniu. Obie skierowały się na górę. Chyba z godzinę przeszukiwały strych, jednak nic nie znalazły.
- Tu nie znajdziemy tej skrytki.
- Nie możesz tak rezygnować. - Wiki dalej się rozglądała.
- Ej Marcela! Chyba coś mam!
W drewnianej ścianie wyryty był malutki znak ,,X"
- To tylko znak, to przecież nic nie znaczy.
- Tak piraci oznaczają miejsce ze skarbem.  A co jeśli babcia ukryła pieniądze w ścianie?
Wiktoria puknęła w deski, jedna z nich drgnęła. Nie była przybita Dziewczyny odłożyły ją na bok. Ich oczom ukazał się niewielki sejf.
- A skąd mamy znać szyfr?
- Może to data urodzenia babci? Sprawdź. - Marcela sprawdziła jednak nic z tego.
- A może wpisz swoją datę urodzenia? - Marcela wpisała i udało się. Obie prawie co nie zemdlały z wrażenia, gdy zobaczyły ile pieniędzy znajduję się w tej tajemnej skrytce.  Po chwili wpatrywania się Wiktoria wyjęła jego zawartość.
- Przecież my nigdy tego nie policzymy.
- Wiem, tego policzyć nie dałby rady nawet najlepszy matematyk.
- Ja nie mogę tego przyjąć. To twoja babcia, ty jesteś jej wnuczką. Ja tak na prawdę jestem dla niej obcą osobą, to należy do ciebie.
- Wiktoria o czym ty mówisz, nie słyszałaś babci? Podarowała je nam, a nie tylko mi.
- Trzeba je gdzieś schować. Najlepiej na kącie w banku.
- Masz rację, pomoże nam mój tata.
Zaraz obie pobiegły do ojca Marceli. Gdy usłyszał jaki prezent sprawiła im babcia aż usiadł z wrażenia. Oczywiście pomógł założyć im konto i cała suma wpłynęła na nie w przeciągu 24 godzin. Babcia czuła się coraz gorzej, nawet lekarz nie pomagał. Wiki i Marcela nie mogły zostać dłużej za dwa dni miała  przyjść odpowiedź czy dostały się na studia. Obie były zestresowane. Marceli trudno było pożegnać się z babcią oraz ojcem. No cóż jednak musiała wracać.....



______________________________________________________________________________

Oto 2 rozdział :D Wiem, że trochę mi nie wyszedł i sorry, że tak długo musieliście czekać.
Nie wiem kiedy następny, nie mam internetu dobrze, że udało mi się opublikować ten rozdział...
Przepraszam za błędy jeśli jakiekolwiek się pojawią.
Liczę na waszą opinię :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ucieszy mnie jeśli zostawisz po sobie komentarzyk :)