piątek, 10 lipca 2015

~ Jedna ze stron życia 15 ~


Całą noc nie mogłem zasnąć. Cały czas myślałem jak to wszytko rozegrać, co im powiedzieć? A może odejść bez słowa, może to będzie najlepsze z możliwych rozwiązań? Co ja pierdole, przecież oni mnie za to znienawidzą! Ale jak powiem im, że muszę odejść będą protestować i chcieć iść ze mną, a wtedy narażę ich na kłopoty. Ta decyzja była na prawdę trudna, a ja miałem coraz mniej czasu.
 Gdy rano wstałem i zszedłem na dół poczułem jakiś słodki smak. Ktoś, coś przyrządzał w kuchni. Hmmm...Mniam... Naleśniki...
 Niepewnie wkroczyłem za próg pomieszczenia. Sungmin stał do mnie tyłem, ale chyba słyszał jak schodzę.
- Siadaj, zaraz podam Ci do stołu. - Powiedział nawet nie odwracając się do mnie. Zrobiłem jak kazał. Zająłem miejsce, które zawsze zajmował mój tata i czekałem, aż chłopak znów się odezwie czy nawet poda mi te naleśniki. Ubrany był w ten sam ciuch co wczoraj. W pierwszej chwili pomyślałem sobie ~ Co on nie ma innego ubrania? ~ On jakby czytał w moich myślach i odwrócił się w tym momencie z talerzem naleśników. Postawił go na stolę i przysiadł się na przeciwko.
- Co tak patrzysz na mnie jak na ducha? - Spytał lekko się uśmiechając.
- Nic... Zastanawia mnie czy to te same ubrania co wczoraj? - Nie wiem dlaczego, ale to pytanie samo mi się wyrwało z ust.
- Jeszcze nie zdążyłem się przebrać. - Odparł ze spokojem zajadając naleśnika.
- Yhm...-Mruknąłem tylko i zacząłem zajadać się daniem, które przygotował. Nie powiem, że nie, ale te naleśniki z dżemem były na prawdę wyśmienite. Niby zwykłe, ale miały to coś w sobie. Dobra! Nie będę się tu rozpisywał przecież jak smakowały jakieś tam zwykłe naleśniki. Przecież są teraz ważniejsze sprawy niż jedzenie.
 Miałem dziś spotkać się z chłopakami. Umówiłem się z nimi na 11:00 przed placem zabaw na osiedlu przy którym mieścił się sierociniec, w którym mieszkał Jonghyun i Key. Wszyscy byli prawie punktualnie. Mając na myśli prawie chodziło mi o Key oczywiście. On jak zwykle wybierał się i wybierał i nie mógł się wybrać. Jonghyun był na niego nieco poddenerwowany, bo on nie lubił się spóźniać. W tej kwestii zawsze nie mogli się dogadać i wynikały z tego mini sprzeczki. O sprzeczkach zakochanych też nie warto wspominać.
 Gdy byliśmy już wszyscy w umówionym miejscu pierwszy raz w życiu nie wiedziałem o czym mam z nimi rozmawiać, co im powiedzieć... Myśl i świadomość, że muszę ich tak perfidnie opuścić dobijała mnie i chodziłem od rana taki zamulony. Nie dało się tego niestety ukryć...
- Coś się stało? - Dyskretnie spytał Minho, gdy akurat szliśmy na boisko żeby trochę pograć w piłkę. Był początek grudnia niby, lecz pogoda nie chciała się zmieniać. Do tej pory jeszcze nie spadł żaden śnieg.
- Czemu uważasz, że coś się stało? - Spytałem niby zdziwiony, lecz chyba nie do końca mi to wyszło.
- Weź nie kłam Onew, przecież widzę. Gadasz, albo zaraz zawołam Jonga i on zacznie swoje przesłuchanie, albo co gorsza zawołam Key.
- O nie, nie, nie ich przesłuchań już wolę uniknąć...
- Więc jak?
- Uwierz mi Minho, bardzo bym chciał, ale na prawdę nie mogę powiedzieć. - Westchnąłem. Zrobił krzywą minę.
- Przeczuwam, że to nie jest nic dobrego....- I dobrze przeczuwał. Nie spędzę z nimi nawet swoich szesnastych urodzin.
Gdy w końcu dotarliśmy na boisko na chwilę zapomniałem o wszystkich dręczących mnie sprawach. Biegałem jak głupi próbując zabrać piłkę z pod nóg Minho, ale to wydawało się niemal niemożliwe, gdyż chłopak umiał świetnie grać. Czemu nie zapiszę się do reprezentacji?
 Czas umykał szybko i nie chciał zwolnić jak na złość. Chciałem żeby te dzisiejsze chwile trwały dłużej niż zwykle, ale co ja mogłem na to poradzić. To, że miałem jakieś tam moce nie oznaczało, że umiałem cofnąć lub zatrzymać czas. Aż takim bogiem nie byłem (Niestety). Gdy w końcu się zmęczyliśmy poszliśmy na frytki i cole do jakiegoś baru przy drodze i wtedy to wiecznie zadowolony z wszystkiego Jonghyun zadał to pytanie na które zupełnie nie wiedziałem jak odpowiedzieć, którego obawiałem się i modliłem w duchu aby nie zostało przez żadnego z nich zadane. A jednak...
- Jinki? A co planujesz w swoje urodziny? Bo mam super plan! Zabierzemy cię na wycieczkę! Co ty na to? Spędzimy super popołudnie razem w piątkę, pójdziemy i kupimy ci tort i będzie fajnie! Zobaczysz!
- A może zrobimy imprezkę? - Nagle ożywił się Taemin.
- OOOOO! Imprezka! I zaprosimy jeszcze paru znajomych. Sungmin też ma wpaść!
Zamarłem. Jak miałem im powiedzieć, że prawdopodobnie, a nawet na pewno w moje urodziny, które będą niemal za 10 dni mnie może już tutaj nie być i nie będzie żadnego świętowania i żadnej imprezy. Świat jakby zwolnił. Widziałem roześmiane twarze przyjaciół, lecz żadne słowa do mnie nie docierały. Moje oczy z sekundy na sekundę zaszły mgłą, a zaraz po moich policzkach spływały małe, słone kropelki. Szybko je otarłem. Nikt już się nie uśmiechał ani nie cieszył. Prawie natychmiast zerwałem się z miejsca i odszedłem zostawiając chłopaków osłupiałych i totalnie zdziwionych nawet nie przepraszając i nie mówiąc tego  "cześć" na pożegnanie. Wiedziałem, że jak jutro się jeszcze z nimi spotkam ten ostatni raz będę im musiał wszystko wytłumaczyć. Ale czy dam radę? Czy w ogóle będę w stanie zobaczyć się z nimi wiedząc, że następnego dnia będę musiał żyć tak jakbym ich w ogólnie nie znał?
Wbiegłem do domu jak torpeda i nie zwracając uwagi na swojego współlokatora wbiegłem na górę i zatrzasnąłem drzwi od swojego pokoju. To było dla mnie o wiele za dużo. Tak jak można było się spodziewać po chwili usłyszałem ciche pukanie. W progu stanął nie kto inny jak Sungmin.
- Ej przestań ryczeć. - Powiedział, a ja dopiero teraz zorientowałem się, że płacze. Szybko otarłem małe kropelki z policzków i ciężko westchnąłem. Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok. Ta niezręczna cisza, która panowała między nami stawała się w prost nie do zniesienia.
- Nie denerwuj się. - W końcu ponownie się odezwał. - Wiem co czujesz. Też nie wiedziałem o sobie. Jak się dowiedziałem byłem w szoku. Nie chciałem się z tym pogodzić. Nie miałem takich problemów jak ty, ale miałem o wiele gorsze. - westchnął. - Więc nie rycz. Jak odciągniesz od tego swoich przyjaciół odzyskamy Twój pierścień i wszystko wróci do normy.
- Ale czy oni mi kiedykolwiek to wybaczą? Że ich tak zostawię?
- Nie wiem. Po powrocie będziesz musiał im to wyjaśnić. Jeśli nie zrozumieją nie są warci nazywać się twoimi przyjaciółmi. - W sumie miał trochę racji. Serce krajało mi się na miliony kawałeczków.
- Jak znajdziemy moją mamę?
- Zapewne nie znajdziemy jej tam gdzie ty ją ostatnio szukałeś. - Westchnął. Może być wszędzie. Wie kim jesteś i boi się.
- Boi? - Spytałem.
- No jasne że tak. Masz moce. Każdy Łapacz ryzykuje własnym życiem próbując zabić Łowcę. Twoja matka będzie chciała Cię zabić za wszelką cenę. Pozbyła się Twojego ojca za pomocą innego łapacza. Musimy znaleźć ich oboje i zabić bo grożą istotą z naszego świata.
- Istotą? - Spytałem. - Jak to zabić?
- Świat dzieli się na zwykłych śmiertelników, i Łowców Wizji, Czarowników i Dzieci Śmierci.
- CO!? i ja mam w to niby uwierzyć?! To brzmi absurdalnie! - Czułem się jak debil.
- Zamknij się! A kim jesteś do cholery! Skąd masz te moce! Durny jesteś jak drewniany kloc! Nic nie wiesz o naszym świecie więc zamknij się i słuchaj mnie głupku! Wiem! Wiem, że to co mówię jest niewiarygodne, ale musisz w to uwierzyć bo to twój świat!
- Dobra! To może nie drzyj się na mnie tylko powiedz o co w tym chodzi!!!- Chłopak wziął głęboki oddech i zaraz się opanował.
- Dobra, ale ty też już się nie drzyj ok?
- Dobra. No to słucham. Opowiedz mi o naszym świecie. O świecie z którego pochodzę....

Nikt nie wie jak to dokładnie się zaczęło. Stare księgi opowiadają jeden tylko mit. Czy on jest prawdziwy? Nie wiem, ale chyba raczej tak skoro istnieją nadludzkie istoty na świecie. 
Stary mit mówi, że wraz z tym gdy powstała Ziemia, czyli poprzez wielki wybuch na powstałą planetę zupełnie niezamieszkałą, zupełnie pustą spadło kiedyś coś dziwnego podobnego do UFO, jednak to nie to.... Nikt nie jest w stanie określić co... Jakaś magiczna siła... Nie wiem. Z czasem jak sam wiesz, bo uczyłeś się na geografii na Ziemi zaczęło powstawać życie. Powstał człowiek, zaczął zbyt wiele rozumieć... Mit mówi o 5 przyjaciołach, Jin, Min, Shin, Sang i Ho którzy pewnego dnia wyruszyli w nieznane aby poznawać to co stworzyła natura... Chcieli być odkrywcami tak samo jak ich dziadkowie i pradziadkowie. Chcieli szukać przygód i przemierzać nieznane lądy, odkrywać nowe miejsca na świecie. Mieli zaledwie po 15 lat. Przemierzali świat przez kolejne 2 lata nic nie znajdując, nic nie odkrywając. Gdy już chcieli zawrócić napotkali na swej drodze dziwny kamień w kształcie łuku. Najmłodszego z przyjaciół (Jin) zafascynował ów głaz. Jeden z przyjaciół (Ho)  odradzał mu, miał złe przeczucie, ale chłopak po prostu musiał go dotknąć. W chwili gdy to uczynił poczuł coś dziwnego jakby coś na niego niespodziewanie spłynęło. Poczuł się silniejszy. Na jego palcu pojawił się pierścień. Pierścień Łowców Wizji. To był Pierwszy Łowca. Z czasem, gdy szli dalej minął kolejny rok. Mieli już po 18 lat. Na swej drodze napotkali kolejny dziwny głaz z wygrawerowaną gwiazdą. Drugi z przyjaciół zachwycił się głazem. Był to Min. Ho po raz kolejny odradził dotykania tego dziwnego znaleziska, ale przyjaciel go nie posłuchał. Na chłopaka spłynęła jakaś dziwna aura poczuł się silniejszy. Na jego dłoni po wewnętrznej stronie pojawiła się mała gwiazdka. Stał się czarodziejem. Gdy szli dalej znaleźli kolejny kamień. Cały zwęglony, brzydki, czarny. Ho mówił Sang aby nie zbliżał się do głazu, jednak on nie chciał go posłuchać. Z momentem, gdy dotknął kamienia odrzuciło go. Koledzy podbiegli aby mu pomóc i zobaczyli coś co ich przeraziło. Sang na ręce miał wytatuowanego węża który wił się pomiędzy jego palcami, a na nadgarstku z otwierającej paszczy węża wystawała główka małego dziecka. Sang stał się Dzieckiem Śmierci. Szli dalej. Żaden z nich nie wiedział co tak na prawdę się wydarzyło i jakie moce teraz posiadają... W drodze powrotnej napotkali kolejny głaz. Teraz to Shin podszedł aby go dotknąć, ale w zupełności nic się nie stało. Był to kamień śmiertelnika. Do końca wędrówki nie znaleźli już żadnego głazu. Ho miał złe przeczucia, wiedział, że to nie skończy się dobrze, że jego przyjaciele mają teraz coś w sobie co jest na pewno niebezpieczne. Nie mylił się. Z czasem gdy cała piątka wróciła do wioski wszyscy się cieszyli, ale działo się coś dziwnego. Wszyscy umierali a oni nie mogli, nie starzeli się.... Mieli już swoje rodziny, gromadkę dzieci i żony. Dzieci odziedziczyły po nich zdolności. W wiosce zaczęły dziać się dziwne rzeczy oskarżono o to całą piątkę. Nic z tym jednak nie zrobiono bo za bardzo ludzie się ich bali. Z czasem zaczęła kierować nimi zazdrość i nienawiść. Uśmiercali śmiertelników, nienawidzili ich ponieważ byli słabsi od nich. Shin też był śmiertelnikiem jednak oni o tym nie wiedzieli. Myśleli że jeśli dotknął głazu też posiada jakieś moce. Pozostał tylko biedny Ho, który nie spotkał na swej drodze żadnego kamienia. Musiał zginąć, ale nie z rąk swoich przyjaciół, jednak przez nich... Rozpętała się wojna pomiędzy śmiertelnymi, a nieśmiertelnymi. Ho stał po złej tak na prawdę stronie. Zginął. Po jego śmierci cała czwórka się załamała. Wtedy to stwierdzili że będą żyć ze swoimi rodzinami w ukryciu, że nikt niewinny już nie zginie. Jednak to nie było takie proste jak się mogło wydawać. Zaczęto ich tropić... Śmiertelnicy znaleźli sposoby jak ich wszystkich zniszczyć. Łowca ginął poprzez zniszczenie jego pierścienia, Czarownik poprzez ucięcie dłoni na której znajdowała się gwiazda, a najtrudniej było zabić Dziecko Śmierci. Ludzie długo zastanawiali się nad sposobem torturując biednego Sanga, aż w końcu odkryli sposób. Jedyne co mogło go zabić była specjalna substancja, która wypalała całe ciało. Wtedy to zmienił się w pył... 

Wsłuchiwałem się w opowieść z takim zaciekawieniem.
- A co stało się z Shin? - Spytałem.
- Shin zmarł w późnym wieku. Tak samo jak Ho był śmiertelnikiem.
- Wiem jakie moce posiada Łowca Wizji, a Czarodziej? A Dziecko Śmierci?
- Czarodziej to prosta sprawa. Umie czarować, rzucać klątwy. Zaś Dziecko Śmierci... No cóż to niezbyt ciekawy przypadek... To niebezpieczne typy. Zabijają jak chcą i czym chcą... Potrafią zabić spojrzeniem, pocałunkiem, samym dotykiem gdy tylko tego zapragną. Dziecko Śmierci zawsze pozostanie już w wieku w którym uzyskało dojrzałość. Takie istoty muszą się ukrywać przez całe życie albo wiecznie przeprowadzać. Nie zagrzewają jednego miejsca na długo. Wszędzie na nas polują. Jesteśmy skazani na uciekanie i ukrywanie się. Teraz już wiesz kim jesteś. Nie narażaj swoich przyjaciół tak jak zrobił to Jin, gdyby pierwszy nie dotknął kamienia Ho zapewne żyłby dalej.
- Ale za to gdyby Jin tego nie uczynił nie byłoby Łowców, Czarodziei, Dzieci Śmierci... Nie byłoby nas....
- Masz rację Onew, ale koniec tego. Późno już, idź spać. Jutro czeka  cię ciężki dzień. - Chłopak wstał i miał już wychodzić gdy nagle go zatrzymałem.
- Sung! Poczekaj. - Odwrócił się. Stałem tuż przed nim. - Dziękuje.... - Przytuliłem go tak mocno jak tylko umiałem. - Gdyby nie ty.... Nigdy bym pewnie nie dowiedział się niczego o sobie.... - Chłopak tylko się uśmiechnął.
- Nie dziękuj mi...- powiedział.
- Co? Nie rozumiem....
- Podziękuj swojemu ojcu, to on mnie tu dla Ciebie zesłał. - To co powiedział zupełnie mnie zszokowało.
- Ale jak.... on...
- On nadal tu jest. - Dotknął mojej piersi. Gdy zabrał rękę i wyszedł dotknąłem miejsca gdzie spoczywała jego ręka i się rozpłakałem....
- Dziękuje...- Powiedziałem sam do siebie...
Ciężko było mi zasnąć, jednak dałem jakoś radę. W nocy śniła mi się legenda, która opowiadał mi Sungmin. Wszystko sobie idealnie wyobraziłem. Obudziłem się nad ranem i zszedłem do kuchni, aby co nieco przekąsić. W domu było chłodno. Spostrzegłem przez okno, że spadł pierwszy śnieg. Gdy byłem mały bardzo lubiłem śnieg i cieszyłem się gdy budziłem się rano i widziałem ten śnieżnobiały puch za oknem, teraz było mi to obojętne.

Wszystko nagle traci sens, gdy tracimy osobę nam najdroższą na świecie 

_______________________________________________________________________________
Dobra mam nadzieje że wam się podoba :D Niebawem kolejny rozdział :D



  

niedziela, 10 maja 2015

~Jedna ze stron życia 14~

Ach! Na reszcie piątek ~ Pomyślałem wychodząc z domu przyjaciela razem z nim. Dziś zapowiadała się nawet ładna pogoda, ale już nie było tak ciepło jak w wakacje, czy na początku roku. Za jakiś miesiąc będą święta. Ach... Myśl, że spędzę je bez ojca, bez matki, tak jak kiedyś wprawiały mnie w smutny nastrój. Taemin niestety to zauważył.
- O czym myślisz? - Spytał, gdy przekraczaliśmy właśnie pasy na ulicy. Ja tylko westchnąłem nie wiedząc czy mówić o tym, czy nie.
- Wiesz, niedługo Boże Narodzenie, Nowy Rok, a ja zostałem tak na prawdę sam.
- Co ty gadasz za głupoty. - westchnął i mnie  zatrzymał jak znaleźliśmy się już na chodniku. Poczułem jego delikatną dłoń na swoim ramieniu.  - Nikt z nas nie zostawi cię w ten czas. - uśmiechnął się do mnie ciepło, że aż zrobiło mi się lepiej. Tak się cieszyłem, że mam przy sobie takiego przyjaciela jak Taemin. Ruszyliśmy dalej w stronę szkoły. Dziś ostatni dzień kary Minho. Na prawdę się cieszyłem i nie tylko ja. Wreszcie mogliśmy ruszyć ze wszystkim dalej. Przez dwa tygodnie tak na prawdę zacząłem się okropnie nudzić. Ta zagadka na prawdę stała się częścią mego życia i nie tylko mojego.
Tak jak podejrzewałem Key, Jong i Minho już na nas czekali w naszym ulubionym kąciku w końcu korytarza. Powiedziałem reszcie, że Sungmin przeprowadza się do mnie już dziś po szkole. Chłopaki odetchnęli z ulgą.
- No nareszcie! W końcu nie będziesz się szwendał po domach. Pewnie nie czułeś się zbyt komfortowo.
- Masz rację Jonghyun. - Odparłem z uśmiechem. Miał całkowitą racje.
- Widzisz teraz jak ja czułem się u tej nowej rodziny, wiem jak ty się czułeś, gdy musiałeś opuścić swój dom. - Tak miał rację. Dla niego domem od zawsze był sierociniec. Wiem też, że ciężkie było dla niego opuszczenie swojego najlepszego przyjaciela, a teraz nawet ukochanego, bo przecież od niedawna są ze sobą i dobrze im się układa. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Powiem wam, że nawet wtedy im zazdrościłem. Też chciałem mieć przy sobie taką osobę na śmierć, czy życie. A STOP! Miałem! Miałem wspaniałą czwórkę przyjaciół, ale to nie to samo co miłość, chociaż uczucie, którym ich darzyłem też było dla mnie ważne i nigdy nie byli mi obojętni. Był jeszcze Sungmin, ale jak na razie nie mogłem stwierdzić, czy jest moim przyjacielem. Za krótka znajomość aby to stwierdzić. Jak na razie traktowałem  go jako zwykłego kolegę, znajomego. Teraz dopiero zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem pozwalając mu zamieszkać ze mną w jednym domu? Niby był taki sam jak ja, lecz nie mogłem wykluczyć, że może okazać się jakimś psychopatą. Do tego nie mieszkał w za ciekawej okolicy i ten sklep... Pozory mylą? Tak myślicie?
 Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Minho, który widząc iż jestem jak nieprzytomny szturchnął mnie w ramie. W końcu wyrwałem się ze swoich myśli i wróciłem na ziemię.
- Ty nas w ogóle słuchasz Onew?
- Przepraszam was... Zamyśliłem się. - Blado się do nich uśmiechnąłem. Muszę wziąć się w garść! Nie mogę myśleć o takich rzeczach! Ale co jeśli... Jeśli miałem racje? No tak miałem o tym nie myśleć! Do tego znów nie wiem o czym rozmawiali moi przyjaciele! Ale to nic dziwnego, że trochę zacząłem się martwić. Nieoczekiwanie przerwałem chłopakom rozmowę...
- A co jeśli to psychopata?
- Co? - Jong zareagował pierwszy.
- Ale o czym ty... - Taemin nie dokończył bo mu przerwano. Tym razem był to nieco zdenerwowany Key.
- Onew skup się! My tu gadamy o sprawdzianie z matematyki, a ty nam wyjeżdżasz o psychopacie? No chyba, że masz na myśli nauczyciela od tego jakże nudnego przedmiotu, to wtedy będę musiał się z tobą zgodzić. - Minho jak zwykle stał z boku i tylko on bacznie mnie obserwował. On jakby czytał w myślach, spokojnym, aksamitnym głosem rozszyfrował moje obawy.
- Spokojnie Onew. Sungmin nie wygląda mi na psychopatę. To znaczy wiesz, może z wyglądu nie wygląda najlepiej, ale może dlatego, że ma taki styl.
- Wygląda jak łobuz, który niedawno uciekł z więzienia dla obłąkanych.
- Wiesz co Key? Nie oceniaj go aż tak pochopnie. Ja tam widzę, że to nie jest zły człowiek.
- Ty wszystko wiesz najlepiej. Nie myślisz racjonalnie w tej chwili! Widziałeś kolesia raz na oczy i to, że reprezentował się dobrym zachowaniem nie musi oznaczać, że jest dobry!
- Key...- westchnąłem chcąc to przerwać, jednak prawie natychmiast mi przerwano, tak jakbym wcale tam z nimi nie stał.
- Co! Mi ten koleś wcale się nie podoba! Może powiesz nam Minho jak ty to robisz, że poznajesz dobrego człowieka?  - Prychnął Key widocznie niezadowolony.
- Wystarczy spojrzeć komuś w oczy i da się to rozszyfrować. - Odparł tylko i ruszył w stronę sali zupełnie opanowany. Ja to bym chyba wybuchł jakby ktoś mnie tak opieprzał, ale on to chodząca oaza spokoju i opanowania. Taemin wzruszył ramionami i ruszył za swoim przyjacielem, a ja nadal tam stałem razem z Key i Jongiem.
- Jeszcze się okażę - prychnął.
- Kochanie możesz nie krakać? Nie chciałbym, żeby twoje słowa się sprawdziły i żeby Jinkiemu stało się coś złego. - wreszcie i Jonghyun zabrał głos i Key w końcu się przymknął. Wiedziałem jednak, że tak tego wszystkiego nie zostawi i Sungmin przejdzie mnóstwo wywiadów i będzie musiał odpowiadać na dość trudne pytania chłopaka bez możliwości wymigania się od żadnego z nich. Tak właśnie. Taki był nasz kochany Kibum. No cóż, nie wiem czy ostrzegać Sunga przed nim czy nie...
Dość tego rozmyślania. Trzeba było iść na lekcję. Matematyka, nigdy nie lubiłem tego przedmiotu, ponieważ nie szło mi z niego najlepiej. Do tego wszystkiego nauczyciel jak na złość ułożył taki trudny sprawdzian, że prawie nic nie napisałem. Patrzyłem się tępo na Minho, który w porównaniu do mnie cały czas siedział pochylony nad kartką i zawzięcie coś na niej notował mrucząc pod nosem. No tak, on był geniuszem jeśli chodziło o naukę, a szczególnie o ścisłe przedmioty. Miał chłopak  łeb nie od parady. Umiał zawsze wyjść, nawet z najgorszych sytuacji dzięki racjonalnemu myśleniu i dobremu podejściu do spraw. Na pierwszy rzut oka wcale się taki nie wydawał. Chodzący przystojniak, napakowany, widać, że kasą też szastał i mógł mieć wszystko i miał. Miał 4 wspaniałych przyjaciół. Miał Tae, który mogę się założyć o milion dolarów, że w zupełności by mu wystarczał.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie rozbrzmiewający dzwonek, który oznaczał przerwę, a tym samym koniec czasu na pisanie. Trzeba było oddać karki. Moja i tak była prawie pusta. Nauczyciel gdy zbierał prace i spojrzał na moją wlepił we mnie niezadowolone spojrzenie i westchnął głośno. Już wiedziałem, co dostanę. No trudno, może uda mi się to jakoś poprawić.
Reszta lekcji zleciała w niewyobrażalnie szybkim tempie, a ja byłem i tak zmęczony. Tyle myśli i pytań kłębiło mi się w głowie. ~ A jak Key ma rację? Wcale nie znam tego całego Sungmina zbyt dobrze, a już pozwoliłem mu u siebie zamieszkać. Głupiec ze mnie! A może dobrze uczyniłem i to było dobre rozwiązanie jeśli chce się dowiedzieć czegoś więcej o Łowcach Wizji? A może to jeden z tych Łapaczy? Jeśli należy do organizacji? Co wtedy? A jak chce zniszczyć mój pierścień bo jest wynajęty przez matkę? A jak ona wcale nie zabrała pierścienia, tylko jest schowany w gabinecie. Co będzie wtedy jak chłopakowi uda się otworzyć drzwi jak będę w szkole? Zniknę? Jak powietrze, wyparuje i tyle będzie po moim istnieniu? To proste, że matka musi wiedzieć, że jak zniszczy pierścień to uda się jej mnie pozbyć! Czemu tego nie zrobiła, tylko najęła na mnie jakiegoś zabójce?! ~To wszystko było takie niejasne. Zacząłem na prawdę się bać.
Nareszcie zadzwonił upragniony dzwonek obwieszczający wszystkim uczniom, że lekcje dobiegły końca. Cieszyłem się, ale też ściskało mnie w żołądku na samo wspomnienie, że Sung ma zamieszkać ze mną w moim domu.
Gdy w końcu wyszedłem z budynku ujrzałem jego niczego nie wyrażającą twarz. Blada, poważna. Ubrany był jak zwykle w podarte spodnie i pomiętą niebieską koszulę. Na szyi miał krawat byle jak zawieszony i zawiązany. Miał rozpięte trzy guziki od koszuli i widać było skrawek jego bladej skóry. Rękawy podwinięte do łokci i nieuczesane włosy, które odstawały we wszystkie strony. Jednak nie wyglądał źle, a nawet pociągająco. ~ Cholera o czym ja tu rozmyślam!!! ~ Przekląłem w myślach. Otrząsnąłem się i podszedłem do niego jak gdyby nigdy nic. No! Przynajmniej się starałem ze wszystkich sił, ale ze stresu i strachu moja stara kondycja powróciła, a raczej jej brak. Miałem już schodzić z chodnika, gdy podwinęła mi się noga. Kurwa! Mogłem patrzeć pod nogi nim.... No właśnie nim wylądowałem wprost przed jego stopami uderzając nosem o twardy beton. Pierwsze co ujrzałem to jego czarne trampki, a potem poczułem jak ktoś mnie podnosi. Ale wstyd. Chłopak był ode mnie o jakieś 7 cm wyższy, więc spuściłem głowę aby na niego nie patrzeć. Jednak chwilę później poczułem jak jego dłoń unosi mój podbródek ku górze i chwilę później nasze oczy spotykają się ze sobą.
Cholera Minho miał rację z tym kontaktem wzrokowym. Od razu moje obawy odeszły gdzieś na dalszy plan.
- Ty, wybraniec. Lepiej uważaj jak chodzisz. - Uśmiechnął się do mnie i puścił moją głowę. - Musisz być wyjątkowym niedojdą jeśli nawet mając moce wywracasz się o własne nogi. - Miał rację. Normalnie jakby znał mnie od małego. Moja ,,szczęśliwa,, kondycja była ze mną zawsze i nie ważne czy miałem jakieś tam moce, ona i tak dawała o sobie znać.
Całej tej sytuacji przyglądał się z daleka Minho, Taemin i Jonghyun. Key dołączył dopiero wtedy gdy już nas tam nie było. Zapomniałem pożegnać się z przyjaciółmi. Z mojego nosa leciała krew i musiałem jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu, aby móc to jak najszybciej opatrzyć.Gdy tylko znalazłem się w dobrze znajomym mi pomieszczeniu poszedłem do łazienki w celu poszukania jakichś chusteczek i ręcznika. Wspólnymi siłami razem z Sungminem udało nam się zatamować krwotok, ale nos nadal bolał.
- Nadal boli? - spytał z troską w głosie po jakimś czasie. Nie wiem może minęła godzina, a może dwie. Nie patrzyłem wtedy na zegarek. Pokiwałem tylko głową. Nadal pulsowało i nie było wątpliwości, że nos jest złamany i trzeba go nastawić.
- Chyba złamany... - Mruknąłem niezadowolony z tego faktu. - Nie chcę mieć krzywego nosa... - westchnąłem i podszedłem do lustra. W odbiciu ujrzałem jak mój współlokator się do mnie zbliża. Stanął za mną i się uśmiechnął. Odwrócił mnie przodem do siebie i zaczął przyglądać się mojemu nosowi.
- Co chcesz zrobić? - Na prawdę zacząłem się bać.
- Myślisz niezdaro, że mam tylko jakieś wizje tak samo jak ty? Dawaj ten nos. - powiedział i już wyciągał do niego rękę, gdy nagle ja uskoczyłem jak oparzony.
- Nie dotykaj! to i tak boli bez twojego dotyku! - Westchnął tylko i bez problemu mnie złapał. Daleko nie uciekłem, bo złapał mnie na kanapie. Położył mnie na niej i usiadł na mnie okrakiem tak żebym nie mógł się wydostać. Skrępował mi ręce swoimi.
- Mam zajęte ręce, nie mogę uleczyć cię dotykiem, bo się wiercisz i uciekasz. - westchnął bez żadnego wyrzutu zupełnie opanowany niczym Minho. Ja wierzgałem jak opętany próbując się wydostać, ale to nie był zły pomysł bo on naciskał na mnie jeszcze bardziej. Dopiero teraz poczułem jak jego męskość naciska na moją i natychmiast przestałem. Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami. Wiem, że on też to czuł, ale on nic sobie z tego zupełnie nie robił. Nagle poczułem, że jego dłoń puszcza moją jedną rękę, ale nie mogłem się ruszyć. Dłoń dotknęła delikatnie mojego nosa i nagle ból ustał, a nos stał się zupełnie prosty, tak jak przed tym feralnym upadkiem. Sungmin posłał mi delikatny uśmiech i zszedł ze mnie, a ja leżałem tak jeszcze przez chwilę.
- Ej! - Z szoku wyrwał mnie jego krzyk. - Po wszystkim i co tak bolało? - prychnął. Ja się otrząsnąłem i dopiero teraz zorientowałem, że chłopak nagle zaczął się śmiać, a raczej chichotać.
- Co? - Spytałem głupio, serio nie wiedząc o co może mu chodzić.
- Nic... - Uśmiechnął się kpiąco i poszedł do kuchni zapewne aby coś zjeść. Dopiero gdy wyszedł spojrzałem w dół na swoje spodnie. ~ CHOLERA! ~ wrzasnąłem w myślach. Zakryłem ręką sterczące wybrzuszenie w moich spodniach po czym uciekłem na górę do swojego pokoju i zamknąłem się tam.
- Jak mogłem? Przecież ja nie jestem....
- Nie jesteś kim? - Dobiegł mnie nagle znajomy głos.
- Eeee... to nic... - odchrząknąłem, ale nagle spytałem z oburzeniem. - Co ty tu robisz?! Przyszedłeś się ze mnie śmiać?!
- Bez spiny stary, spoko mogę o tym zapomnieć. Każdemu może się zdarzyć nie? - Na prawdę chciałem się do niego uśmiechnąć, ale nie mogłem. Było mi wstyd i nikomu o tym nie powiem i miałem nadzieje, że chłopak też się nikomu nie wygada. Sam powiedział, żebym zapomniał no to chyba nie chce nikomu mówić. Odetchnąłem z ulgą. On przyglądał mi się z ciekawością.
- Często chodzisz tak z głową w chmurach? - Tym pytaniem wyrwał mnie z tego całego transu w który powoli wpadałem. - To jest właśnie przyczyna twojego kalectwa. Kiedyś przez to nadmierne myślenie o wszystkim i o niczym zginiesz, albo kogoś zabijesz przez nieuwagę. - westchnął i po prostu wyszedł z mojego pokoju zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.
~ A może on miał rację? A może za dużo myślę?Ale ja sobie lubię myśleć i zadawać te wszystkie durne pytania w głowie! Odpływam wtedy totalnie, ale już tak mam i wiem, że mój ociec był bardzo podobny do mnie jeżeli chodzi o to. Czasem jak coś do niego mówiłem, wiedziałem doskonale, że mnie nie słucha bo pogrążony jest tak w swoich myślach, że nie widzi otaczającego go, realnego świata. Ze mną było tak samo. Nie raz mama się denerwowała bo nie mogła się do mnie dobić. Teraz też tak mam, to nigdy nie minie. Raz jak się tak zamyśliłem to potrącił mnie samochód i musiałem przeleżeć w szpitalu długi czas. Od tamtej pory odprowadzał mnie wszędzie ojciec, ale wiadomo on czasem w tym samym czasie co ja potrafił się zawiesić i tracił wszelki kontakt z rzeczywistością. Tak więc pewnego dnia obaj wpadliśmy wprost do otworzonej studzienki kanalizacyjnej i strażacy musieli nas wyciągać. Wyszliśmy stamtąd po długich godzinach i przetransportowali nas do szpitala bo okazało się, że ja miałem połamaną prawą nogę, a tata lewą. Sąsiedzi podśmiewali się, że jaki ojciec taki syn. Bardzo lubiłem sąsiadów, zawsze nam pomagali. ~ Ach! Na te wspomnienia chciało mi się zarówno płakać, jak i śmiać. Wiedziałem, że te czasy już nie wrócą i trzeba pracować teraz od nowa nad nowymi szczęśliwymi wspomnieniami.
- A ty nadal myślisz? - Usłyszałem ten sam znajomy głos.
- Skąd wiesz? - W końcu się odezwałem.
- To łatwo zauważyć. Stoję tu już tak przed tobą przez pół godziny i się patrze,a  ty nie zareagowałeś. Mogliby cię okraść, a ty nie zorientowałby się co i jak. - Westchnął. Poczerwieniałem troszkę na co chłopak pokręcił głową i wyszedł. ~ Cholera czemu ja tak w sumie.....STOP JINKI PRZESTAŃ ZNÓW Z TYM I IDŹ COŚ ZJEDZ!~ Otrząsnąłem się i zbiegłem na dół, aby zjeść kolację. Jednak mój współlokator już o tym pomyślał i właśnie kończył smażyć jajecznicę. Zasiadłem do stołu, a on podał mi talerz z jedzeniem. Dawno nikt nie przyrządzał dla mnie czegoś do jedzenia.
Po zjedzonej kolacji dyskutowaliśmy jeszcze o mojej matce. Były to dla mnie trudne tematy, ale musiałem odzyskać klucz od gabinetu ojca. Tam znajdował się pierścień... A bez niego mogłem zginąć.
- Musimy zacząć poszukiwania twojej matki od nowa. - Oznajmił.
- Ale bez chłopaków nigdzie się nie ruszam. - Oznajmiłem mu.
- Dzieciaku.. - Westchnął.
- Nie nazywaj mnie tak! - Oburzyłem się.
- To się tak nie zachowuj! Myślisz, że to wszystko to zabawa? Tu robi się coraz bardziej Niebezpiecznie Onew! Chcesz żeby oni zginęli przez ciebie? Proszę bardzo, jak wolisz. - Wcale tego nie chciałem.
- Nie chcę. - odparłem krótko, spuszczając głowę w dół.  Od początku wiedziałem, że kiedyś będę musiał ich opuścić, bo zrobi się to dla nich bardzo niebezpieczne. Chyba właśnie nadszedł ten czas z chwilą gdy pojawił się Sungmin.
- Ale jak mam im powiedzieć, że nie mogą mi już pomagać? Przecież ich tym zranię. - Posmutniałem.
- Wolisz ich zranić, czy pozwolić któremuś z nich umrzeć za ciebie? - Gdy zadał mi to pytanie byłem już pewien jaką podjąć decyzję. Zdecydowanie nie dam nikomu umrzeć. Już za wiele w życiu straciłem, ich śmierci nie zniósłbym.
- Musisz ich zostawić bez słowa... Nie mogą nic o tobie wiedzieć, gdzie jesteś ani co robisz. Nie będziesz mógł się z nimi kontaktować dla ich bezpieczeństwa. Czy jesteś na to przygotowany?
- Nie jestem. - Odparłem niemal natychmiast.
- Trudno. To twój ostatni weekend. Spędź go z nimi, ale nic im nie mów bo będą chcieli iść za tobą. Nie jesteś w stanie przewidzieć co się wydarzy i co strzeli twojej matce do głowy. Wplątałeś ich nawet nie wiesz w jakie gówno stary, to teraz postaraj się uratować ich przed najgorszym. - Gdy skończył swoją wypowiedź poszedł do jednej z gościnnych sypialni i położył się na łóżku niemal natychmiast zasypiając. Uczyniłem to samo. Poszedłem do swojego pokoju. Przysiadłem na skraju łóżka  i zakryłem twarz w dłoniach. ~JAK! JAK MAM O WAS ZAPOMNIEĆ?! JAK MAM WAS TAK ZOSTAWIĆ! ~ Rozpłakałem się na dobre. Straciłem rodziców, teraz stracę ludzi, których kocham jak swoich braci... Życie jest okrutne, ale nie pozwolę im zginąć z mojej winy, NIGDY.....





_______________________________________________________________________________
No i jest kolejny rozdział :D
Piszcie jak wam się podoba, czekam na wasze szczere opinię :) 
Już niedługo będzie 15 :)
Pomału zbliżamy się do końca 1 serii opowiadania :P
Nie będę zdradzała co się wydarzy ale przed samy6m końcem zdarzy się coś
ciekawego haha :D to miłego czytania Bąbelki xd




 

sobota, 2 maja 2015

Jedna ze stron życia 13~


Tak jak już mówiłem to wszystko zdarzyło się w środę. Niby spokojny normalny dzień. Trochę padało, robiło się coraz zimniej i liście już pomału spadały z drzew. Jong z tego wszystkiego dostał karę i nie mógł wychodzić z sierocińca po szkole, Key nie chciał go zostawiać, więc też nie wychodził. Minho w kozie, a więc po szkole widziałem się tylko z Taeminem. Nie myślcie sobie, że przeszkadzało mi jego towarzystwo czy coś. Nic z tych rzeczy. To prawda był cichym, tajemniczym człowiekiem, ale ja byłem podobny do niego. Trochę pogadaliśmy na osobności... No wiecie o co mi chodzi. A jeśli nie pamiętacie to wam przypomnę. Mianowicie chodzi o jego stosunki z Minho. Na początku nie chciał się do niczego przyznać, ale z każdym pytaniem czy stwierdzeniem, które do niego kierowałem robił się coraz bardziej czerwony, aż w końcu nie wytrzymał i mi wszystko opowiedział, jak to było na samym początku. Uwierzycie, że oni kiedyś wcale się nie lubili? Ja też bym nie uwierzył, ale nie miałem podstaw aby stwierdzić, że kłamie bo w sumie po co miałby to robić? Tak więc ich relacje na samym początku znajomości nie były zbyt dobre. Taemin przyszedł do szkoły pierwszego dnia podobnie jak ja nikogo nie znał i czuł się zagubiony. Wszyscy się z niego naśmiewali, obrażali i wyzywali. Dlaczego? Nie wiem, chyba po prostu w tej szkole wszyscy nie licząc Jonga, Key i Minho oceniali ludzi po wyglądzie. Fałszywcy i tyle. Minho w tym czasie też był nowy. W przeciwieństwie do Taemina on był zawsze oblegany przez liczne grupki. Taemin opowiadał mi, że na początku mu nawet zazdrościł, ale potem przestał, gdy tylko zorientował się, że ci znajomi są przy Minho tylko dla korzyści i dlatego, że kręci się koło niego pół szkoły. Nie wiem z jakich powodów wynikła między nimi sprzeczka. Nie dopytywałem się, ale wiem, że pewnego dnia, gdy Tae siedział na korytarzu sam, z resztą jak zwykle podszedł do niego Minho i przeprosił. Hmmm, dlaczego tak nagle? Tego nie wie nawet Taemin, a więc nawet wy się nie dowiecie co go wtedy podkusiło. No cóż, ale opowiem wam dalej. Minho z dnia na dzień odizolował się od tych wszystkich ludzi i gdy tylko zaczął łazić z Tae i bronić go to i tak wszyscy ci jego ,, Kumple,, się od niego odwrócili i nie chcieli mieć z nim już wiele wspólnego. Tak więc długowłosy chłopak miał rację co do tego, że to tylko sezonowi przyjaciele. Z czasem stawali się sobie bliżsi, aż nadeszła taka chwila, że Taemin nie mógł przestać o nim myśleć nawet na chwile. Wtedy właśnie przyznał mi się do wszystkiego i do swoich uczuć do Minho. Gdy spytałem czemu mu tego jeszcze nie powiedział, to speszył się i już nie odezwał. Ta rozmowa i tak była już zbyt długa, więc zmieniłem temat na jakiś bardziej weselszy. No właśnie zmieniłem, co ja gadam!.... Nie zmieniłem bo nie zdążyłem. A dlaczego? Już wam mówię....
Szliśmy gdzieś ulicami miasta, błąkaliśmy się po prostu bez celu. Nagle mijając tych wszystkich ludzi dziwnie się poczułem.  Obok nas przechodził młody chłopak, trochę się śpieszył i przypadkowo trącił mnie swoim ramieniem. Coś mi mignęło przed oczami Nie to nie była kolejna wizja, ani nic w tym rodzaju. To był dziwny wielki pierścień, chyba srebrny, ale widziałem go tylko przez ułamek sekundy. W jednej chwili zatrzymałem się, ponieważ czułem, że zaraz w mojej głowie ukarze się jakiś obraz, kolejna wizja? No i nie myliła mnie moja intuicja. ,, Przede mną stanął ojciec, potem zaczęły ukazywać mi się wspomnienia z dzieciństwa. Dopiero teraz zorientowałem się, że tata miał cały czas na palcu taki sam pierścień.... Nie wiedziałem o co z tym chodzi, ale nagle on przede mną stanął. 
- To on... jeden z nas... - powiedział, a ja natychmiast wyrwałem się z tej wizji...,,
Popędziłem czym prędzej za nieznajomym człowiekiem. Taemin nie wiedział o co mi chodzi.
- Onew?! Dokąd biegniesz?!
Ja mu jednak nic nie odkrzyknąłem, nie miałem czasu. Musiałem dogonić go... Tylko on zna odpowiedzi na to wszystko co się wokół mnie dzieje, co się ze mną dzieje.
- Zaczekaj! - Zdążyłem krzyknąć i złapałem nieznajomego za ramię. Serce aż mi podeszło do gardła, tak się bałem. Nieznany mi chłopak szybko się odwrócił i spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem. Widać, że był ode mnie starszy jakoś o cztery lata.
- Czego dzieciaku? Nie widzisz, że się śpieszę?! Lepiej żeby to była jakaś ważna sprawa! - Miły to on też nie był... Jeszcze bardziej  zacząłem się bać.
- Skąd masz taki pierścień? - Spytałem bez zastanowienia. On podejrzliwie na mnie spojrzał...
- A co Cię to obchodzi, nosze bo lubię. Odwal się! - Miał już odejść, lecz ja znów go zatrzymałem.
- Bo mój tata.... On miał taki sam. - Chłopak raptownie się zatrzymał i znów odwrócił w moją stronę.
- Miał? Czy ja dobrze słyszałem.
- No tak... Nie żyje, ktoś go zamordował....
- Zamordował? - Widać było, że chłopak aż pobladł. Co to miało znaczyć? - Niemożliwe... - szepnął pod nosem. - Jak...
- Co jak? - Przerwałem mu. Nic z tego nie rozumiałem.
- Nie możemy tu o tym rozmawiać. - Powiedział przestraszony, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku. Teraz bałem się jeszcze bardziej.
- Poczekaj! Tam czeka na mnie przyjaciel! Co mam go tak zostawić?!
- Zadzwoń do niego, że wrócisz później. - Odparł bez zastanowienia. Zrobiłem tak jak kazał, zadzwoniłem i wyjaśniłem Tae, że wrócę później i żeby się nie martwił. Na szczęście nie zadawał niepotrzebnych pytań. 
Nieznany chłopak zaciągnął mnie do jakiegoś dziwnego miejsca, wcale mi nie znanej części miasta. Był tam jedyny na ulicy mały sklepik. Jak wyglądał? Powiem tak, był nieco przerażający na pierwszy rzut oka, a jak się weszło do środka było tak samo, a może i jeszcze gorzej. Wyglądał jak stara rudera. Wszystko jak w zwykłym sklepie, tylko że tam było wszystko z drewna, z desek. Półki z desek, podłoga z desek, lada z desek. Co mnie zdziwiło najbardziej? To, że nie było tam ani jednego okna i panowała tam ciemność. Tylko przez szpary w deskach czasem dostawały się promyczki słońca. Przeszedł mnie dreszczyk, nie będę was okłamywał, wtedy się trochę przeraziłem. Chłopak kazał mi siadać na drewnianym krześle, a raczej mnie na nie popchnął. 
- Twój ojciec został zamordowany? - Spytał znów z niedowierzaniem. 
- Tak ktoś go zamordował. Jestem bliski odkrycia tej zagadki, ale brakuje mi jeszcze jednej rzeczy żeby poznać prawdę. 
- To nie możliwe! Nas nikt nie może zabić! 
- Nas?? 
- Wiesz czemu twój ojciec miał taki sam pierścień jak mój? Bo twój tata był jednym z nas...Łowcą Wizji... - Pierwszy raz słyszałem tą nazwę. - Zaraz ci wszystko wyjaśnię. - westchnął. - Łowcą wizji można się tylko urodzić. Można być Łowcą wizji, lub pół Łowcą.... Zabić można tylko pół Łowcę, tak więc twój tata nie był czystej krwi.
- Ja też nie jestem...- odparłem niepewnie bo nie wiedziałem czy to dobrze czy nie. 
- A twój dziadek żyje? Babcia? 
- Nie. 
- Byłeś na pogrzebie? 
- Nie... 
- To nie wiesz czy żyją, a raczej jedno z nich bo jeżeli twój ojciec był pół Łowcą to jego ojciec lub matka byli zwykłymi śmiertelnikami.Twój ojciec miał ten pierścień od swojej matki lub ojca... To przekazywane jest pokoleniowo. Czemu ty go nie nosisz? A może jesteś zwykłym śmiertelnym smarkaczem i robisz sobie ze mnie żarty!? 
- Nie! Na prawdę nie!- zacząłem się tłumaczyć i zasłoniłem twarz dłonią z przyzwyczajenia. - Mam dziwne wizje w głowie, a niedawno nawet jakaś siła w mojej ręce rozwaliła tłum ludzi...Nie wiem skąd to się bierze, widzę swojego zmarłego ojca.... On każe mi rozwiązywać tą zagadkę. - Chłopak się zamyślił.
- Bez pierścienia nie odkryjesz dalszych swoich umiejętności i nie będziesz mógł nad nimi w pełni panować. Wiesz gdzie twój ojciec ukrył swój pierścień? 
- Nie wiem... Ale cały czas kieruje mnie do swojego gabinetu. 
- I co nie znalazłeś nic?
- Nie mogę się tam dostać. Matka zabrała klucz i uciekła. Jak ojciec umarł to się cieszyła. Cały czas powtarza mi, że jestem takim samym dziwakiem jakim był mój tata. 
- To znaczy, że ona wie, oj nie dobrze. - mruknął i podrapał się po brodzie. 
- Chciała mnie zabić. 
- Co chciała ci zrobić?! 
- Zabić - Powtórzyłem wyraźniej. 
- Wiesz, my Łowcy Wizji nie jesteśmy groźni dla ludzi, lecz niektórzy są nietolerancyjni i uważają nas za wrogów. To tak zwana Organizacja Łapaczy, dla nich ważne jest tylko to aby nas powybijać. Pewnie zaraz zapytasz dlaczego? Nie wiemy. Musimy się ukrywać. Ten pierścień chroni nas przed śmiercią, bez pierścienia można zabić pół Łowce takiego jakim był twój tata. Pewnie nie miał go na sobie gdy twoja matka go zabiła...
- Skąd wiesz, że to ona zabiła mojego tatę?! 
- Nie bądź niemądry! Nienawidziła twojego ojca, gdy dowiedziała się kim jest, a że należała do organizacji musiała go zabić. Ciebie też chciała bo wie, że masz coś w genach po ojcu i nie myli się. - W sumie to on miał rację, lecz to jeszcze i tak nie było jasne. 
- Musisz odnaleźć klucz, jedyna dobra wiadomość to ta, że ona nie wie co znajduje się w gabinecie. Gdyby wiedziała i go zniszczyła stałbyś się zwykłym chłopcem i umarł byś bardzo szybko. Znałem parę takich przypadków. Mój przyjaciel umarł niemal po 3 latach od zniszczenia jego rodzinnego pierścienia. 
- Jak odziedziczyć pierścień np jak rodzic żyje? 
- Gdy tylko dziecko Łowcy kończy 17 lat ojciec lub matka oddaje mu swój pierścień, a na jego palcu pojawia się duplikat chroniący go tak samo jak prawdziwy rodowy. Gdy jednak rodzic umiera duplikat znika razem z Łowcą. - Słuchałem go bardzo uważnie i zapamiętywałem wszystkie informacje. 
- Czy ktoś wie, że masz te moce? - Spytał. 
- Wiedzą moi przyjaciele, ale oni nie zrobią nam krzywdy. Pomagają mi rozwiązać tą zagadkę.
- Jesteś tego pewien? - Spytał robiąc podejrzana minę. 
- Gdyby było inaczej już by mnie zabili. Są ze mną od początku tego wszystkiego. - Chłopak odetchnął z ulgą. 
- A ty nie masz przyjaciół wśród ludzi? - Spytałem. 
- Ja nie mam wcale przyjaciół. Ani wśród Łowców, ani tym bardziej ludzi. Odkąd Yesung umarł z nikim się nie przyjaźnie. 
- Jak masz na imię? 
- Po co ci to wiedzieć?
- Bo nie wiem jak mam się do Ciebie zwracać 
- Mów mi Sungmin. 
- Ja jestem Onew. Tata tak na mnie mówił. Na prawdę mam na imię Lee Jinki. 
- Sprytnie to wymyślił. - Chłopak lekko się uśmiechnął. 
- Co?
- Nie rozumiesz? Twój ojciec nie nazywał cię po imieniu bo zaraz ci z organizacji by cię znaleźli. 
- Aaaa... - Mruknąłem. To miało sens. - To co teraz? 
- Wracaj do domu i pilnuj pierścienia. 
- Ale w tym domu na mnie polują....
- A no tak ty nie umiesz się bronić. Do póki nie odnajdziesz pierścienia mogę cię szkolić. 
- Sam boję się tam mieszkać.... - mruknąłem. 
- Aish... No ok mogę na jakiś czas z tobą zamieszkać. - westchnął. Dopiero teraz podał mi dłoń. Czułem, że mu zaufałem w końcu to jeden z Łowców Wizji, a ja też nim byłem w pewnym stopniu, a nawet w bardzo dużym. 
- Muszę już iść. Taemin będzie się o mnie martwił... - mruknąłem. Nie chciałem iść, fajnie mi się rozmawiało z Sungminem, ale robiło się już ciemno. Chłopak zaproponował, że mnie odwiezie, więc nie musiałem iść sam, a przyznaje, że troszkę się bałem. 
Tak jak myślałem, Taemin zaczął się już o mnie martwić. 
- Onew! Kto to był? Gdzieś ty był do cholery! 
- Zaraz ci wszystko wytłumacze.....- (...) i wytłumaczyłem mu wszystko po kolei i ze szczegółami. Zrobił wielkie oczy. 
- Czytałem o Łowcach Wizji w internecie, ale myślałem, że to zwykła bujda...- Nie małe zdziwienie malowało się na twarzy chłopaka. 
- Ten chłopak ma na imię Sungmin i powiedział, że zamieszka ze mną w moim domu. 
- I ty mu tak ufasz? Nawet go nie znasz....
- Taemin przecież on jest taki sam jak ja.... Nie zrobi mi krzywdy, wam też nie zrobi wie, że mi pomagacie. - dodałem. 
Chłopak tylko westchnął i poklepał mnie po ramieniu. 
- Chodź lepiej na kolację, zaraz rodzice będą nas wołali....
To właśnie wydarzyło się w środę. Oczywiście w czwartek opowiedziałem o tym reszcie chłopaków. Jong to dopiero był zachwycony. Miałem już dość tego natręta po połowie lekcji. Sungmin po szkole przyszedł po mnie czego wcale się nie spodziewałem. Minho był w kozie, Jong i Key poszli już do domu, a co z Tae? Będzie szedł sam do domu? Tak więc poprosiłem Sungmina, ażeby odprowadzić chłopaka pod dom. Nawet odnaleźli wspólny język. Sung nie był oschły, starał się być miły i przyjazny. Pożegnaliśmy się z Tae i poszliśmy się przejść. Chłopak dużo opowiadał mi o swoim życiu, wiem też, że nie był w pół Łowcą Wizji jak ja. Wyglądał na 17 lat, lecz jakoś nie chciało mi się wierzyć, że tyle ma. 
- A tak na prawdę? - spytałem. 
- 28 - Odparł, a to nie był aż taki stary. - Jak nosisz pierścień nie starzejesz się, lecz gdybym go zdjął moje lata leciałby tak jak zwykłego człowieka. Każdy łowca gdy dostaje pierścień w wieku 17 lat, bo to dojrzały wiek, zatrzymuje się i nie zmienia, gdy go nie zdejmuje. Twój ojciec nie nosił go często bo zakochał się w zwykłej kobiecie. Ty za to jesteś niezwykły.... Każdy Łowca Wizji dostaje moce dopiero z dniem 17 urodzin a ty masz 15, czemu więc już masz takie umiejętności?
- Myślę, że w dzień gdy znalazłem tatę tam w gabinecie i go dotknąłem coś z niego przepłynęło na mnie....
- To ciekawe... Przekazał ci moce przedwcześnie. No tak bo nie chciał abyś czekał. Do tej pory mogła stać ci się krzywda. - I wszystko było jasne.
- Jest więcej takich osób jak my? - Spytałem.
- Ha całe mnóstwo! Niektórzy już są na prawdę starzy, a wyglądają na 17 lat. - Gdy tego słuchałem to wydawało się to takie niewiarygodne.
- Niektórzy mają takie moce, że gdy zdejmują pierścień stają się tacy starzy na ile mają lat, ale to bardzo rzadkie.
- A jak mają np 200?
- To i tak nie umrą, chyba że zniszczą pierścień, już o tym wspominałem. - Lubiłem go słuchać. Dowiadywałem się o sobie coraz więcej i to mi pewnie w jakiś sposób pomagało, aby zaakceptować samego siebie.
Po niecałych 5 godzinach odprowadził mnie pod dom Taemina.
- Jeśli chcesz mogę się przeprowadzić do Ciebie już jutro. Nie pracujesz więc pewnie nie masz za co jeść, ja za to nie mam domu, ale pracuje więc mogę u ciebie mieszkać w zamian za to ja będę zarabiał na utrzymanie domu. Dom jest w końcu twój, nie chce mieszkać w nim za darmo. - Zgodziłem się i uściskałem go. Taemin kazał mi wszystko opowiadać jak na spowiedzi, więc tak zrobiłem. Powiedziałem, że się wyprowadzam i od jutra będę mieszkał w swoim domu z Sungminem. Niby się ucieszył, ale też zauważyłem, że mu trochę smutno.
- No cóż oswoję się znów z samotnością. - Uśmiechnął się blado.
- Ale możesz do mnie przychodzić po szkole. Po za tym odczuwasz tą samotność teraz bardziej bo Minho siedzi w kozie, ale już niedługo. - Udało mi się go pocieszyć.
Już nie mogłem się doczekać aż wrócę do domu, wreszcie nie będę musiał mieszkać u kogoś i nie będę bał się mieszkać w swoim domu....


________________________________________________________________________________

No i dokończyłam kolejny rozdział :D Szybciej niż mi się zdawało, ale to chyba lepiej :D


poniedziałek, 27 kwietnia 2015

~ Jedna ze stron życia 12 ~

W końcu nadszedł ten czas, szansa aby wszystko wyjaśnić. Wiedziałem, że nie odpuszczę dopóki nie dowiem się wszystkiego.
- Jinki? Co ty tu.... - Nie dałem jej dokończyć, byłem tak wściekły, przerwałem jej w środku wypowiedzi.
- O co Ci chodzi? Nagle Cię obchodzi gdzie się podziewam?! Zostawiłaś mnie! Nasłałaś na mnie mordercę! Co myślisz, że nie wiem! - Kobieta stała zaskoczona. Wiedziałem, że  zaraz zacznie się wypierać i miałem rację. Ona nigdy nie umiała przyznać się do błędu.
- Jakiego mordercę?! Nie opowiadaj głupot. Zniknęłam bo miałam Cię po prostu dosyć. Tak samo jak Twojego ojca, nieudacznika. - Jak ona mogła tak mówić. Uderzyły mnie te słowa, miałem ochotę się rozpłakać, ale nie dam jej tej satysfakcji.
- Chce wiedzieć! Czemu próbowałaś mnie zabić? Aż tak Ci zawadzam? Co ja do cholery zrobiłem, że tak mnie nienawidzisz!
Chłopaki stali zaraz za mną i nie odzywali się ani słowem. Nie wiem czy się bali, czy po prostu nie chcieli się wtrącać, nie obchodziło mnie to teraz.
- Myślisz, że jestem głupia i nie wiem o tym jakim dziwadlem jesteś? Nie chce mieć takiego syna. Radź sobie sam. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy i zejdź mi z oczu. Spieszę się, a ty i twoi pożal się Boże koledzy mi tylko zawadzacie. - Jonghyun nie wytrzymał i wyrwał się do przodu.
-Ci pożal się Boże koledzy nie zostawią go przynajmniej tak jak Pani! Co z pani za matką! Cieszę się, że  nie mam matki, bo jakbym miał taką jak Pani już dawno bym uciekł z domu! Jest pani okrutna! Nie ma pani serca! Nie rozumiem jak można krzywdzić tak swoje dziecko! -
Key zaczął go odciągać, a ja stałem i wpatrywałem się w jeden cel gdzieś za kobietą. Nagle poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. To był Minho.
- Nie ma sensu tego kontynuować. - Nie zwracałem na niego uwagi bo ta postać, to było coś dziwnego. To był ten koleś, ten sam który wydaje mi się, że go kojarze. Kto to był? Zaczałem iść w jego stronę. Matka zrobiła wielkie oczy. To była ta postać! Ten sam, który ukazywał się w moich wizjach, ten który mnie gonił, zabił mojego ojca! Coraz szybciej zacząłem kroczyć w jego stronę. Koleś zaczął uciekać. Nie zdążyłem go dogonić bo się przewróciłem z powodu wizji, która ukazała się w mojej głowie.
 To był mój tata, stał przedemną i chciał mnie zatrzymać. Ale dlaczego? Przecież byłem tak blisko rozwiązania zagadki.  Ojciec chwile potem zniknął, a ja byłem wściekły. - Onew tak tego nie rozwiążesz.  -  Minho pomógł mi wstać.  Może i miał rację,  może nie.  Postanowiłem, że tak tego nie zostawię.  Odnajdę ten głupi klucz, dowiem się kim jest ten facet w kapturze, kto zabił mojego ojca, dowiem się bo inaczej nie nazywam się Lee Jinki.  Zrobię to wszystko dla niego. Matka zdążyła już gdzieś zniknąć.  Wszystko poszło znów na marne. Postanowiłem, że jeszcze tu wrócę. Tak łatwo się nie poddam,  o nie.  Dopiero na wieczór wróciliśmy do domów.  A więc moja matka doskonale wiedziała o moich wizjach.  Powiedziała,  że ojciec był taki sam.  Czy to oznacza, że on też je miał? A jednak to było dziedziczne.  To przez to matka znienawidziła mnie i tatę?
To jak na razie pozastanie pytaniem.  Czemu tata chce abym odnalazł klucz i dowiedział się kto go zabił? Czemu mnie w to miesza i wywraca moje życie do góry nogami? Dlatego, że jestem taki sam jak on?
Byłem już tym wszystkim zmęczony.  Położyłem się dziś trochę wcześniej.  Taemin już dawno spał,  a ja wierciłem się z boku na bok bo za dużo myśli kłębiło mi się w głowie.  Kiedy w końcu udało mi się usunąć mialem znowu jakiś sen.  Śnił mi się ojciec.
,, Staliśmy w naszym domu,  tym do ktorego niedawno zdążyliśmy się przeprowadzić i gdzie zmarł tata.  Staliśmy przed jego gabinetem.  Dlaczego nie mogliśmy tam wejść? - Jesteś już całkiem blisko odgadniecia tej zagadki.  Jestem z ciebie dumny.  Tylko od ciebie zależy ile to jeszcze potrwa.  Możesz iść na skróty, możesz rozwiązać tą zagadkę szybciej niż myślisz. 
-Ale jak? -  spytałem, ale on znów odpowiedział mi jakoś niezrozumiale.  
- idź nadal w tym kierunku. Dobrze myślisz.  Ta rodzina ze zdjęcia jest rozwiazaniem.  Musisz ich tylko odnaleźć.  Nic więcej nie mogę ci powiedzieć.  I jeszcze jedno Jinki.  Zaakceptuj siebie takim jakim jesteś inaczej nigdy nie poznasz swoich możliwości.  Wiele potrafisz tylko o tym nie wiesz. To że mnie widzisz to nie jedyny dar,  ktory odziedziczyłeś w genach. Nie jesteś jedyny.  Otwórz oczy,  a znajdziesz ludzi bardzo podobnych do ciebie.... Masz mądrych przyjaciół oni ci pomogą tylko naucz się ich słuchać....,, 
I nagle sen się skończył, a ja spałem dalej.  O dziwo rano wszystko pamiętałem tak jakbym rozmawiał z nim w realu.  Postanowiłem,  że podzielę się tymi informacjami z chłopakami jak już bedziemy wszyscy.  Nie chciało mi się opowiadać każdemu z osobna.
Gdy Minho przyszedł do nas nie był w zbyt dobrym nastroju.  Za ucieczke z kozy czekała go teraz podwójna kara.  Jonghyun też dostał burę od dyrektora sierocińca za to,  że wystawił tych ludzi.  Z jednej strony dobrze bo gdyby tam poszedł to zostałby adoptowany i wywieźliby go gdzieś na inny kontynet.  Co jak co,  ale bez Jonga byłoby nudno i nieswojo. A tak więc jak mówiłem opowiedziałem im o śnie i o tym co powiedział mi tata.  Wyjalem fotografie rodziny,  którą nosiłem teraz cały czas przy sobie, ale nic z tego.  Nic nie mogło mi się przypomnieć.  Wiem, że skądś znam tego dzieciaka, ale zacholere nie wiedziałem skąd.
- To powiadasz,  że takich osób jak ty jest wiecej? Czad... - Dino jak zwykle był podekscytowany.
- Tak powiedział mi tata,  ale jak rozpoznać takie osoby? - zastanawiałem się.  Zupełnie nie wiedziałem od czego mam zacząć.
- Na pewno macie jakieś znaki rozpoznawcze.  Tata ci nie powiedział?
- Gdyby mi powiedział to chyba bym wiedział.
- A ja jestem ciekaw jakie jeszcze masz te moce....
- Tak wiemy Jong,  że chciałbyś już teraz to wiedzieć.  - westchnął Key.
- Wszystkiego dowiemy się z czasem.  Teraz Onew lepiej skupmy się na odnalezieniu tego klucza i osoby ze zdjecia.
- Tak Taemin,  ale jak już wiesz to nie jest łatwe.
Naszą rozmowe przerwał dzwonek i trzeba było iść i zasiąść w ławce na nudnej historii.  Na szczęście nie mielismy dzisiaj aż tak dużo przedmiotów.  Po lekcjach wyszlismy w niepełnym składzie bo przecież Minho miał kare do odbycia.  Na ten czas zawiessiłem wszystkie działania.  Nie chciałem aby umknęło coś naszemu możdżkowi.  Przez jakieś dwa tygodnie miałem spokój od wizji, snów.  Starałem się odnaleźć kogoś kto jest taki jak ja i mój tata. Próbowałem znaleźć coś na ten temat w internecie,  ale to jak szukać igły w stogu siana,  albo po prostu nie umiałem szukać.  No i co ja teraz zrobię? Nic o sobie tak na prawdę nie wiem.
Ale dobra może opiszę wam trochę co działo się u moich przyjaciół przez te dwa tygodnie,  bo cały czas mówimy tylko o mnie.  A więc...
Jong i Key znów zaczęli się dogadywć tak jak przed kłótnią,  a nawet lepiej.  Jeśli nie wiecie o co mi chodzi to wam zaraz opowiem.  Mianowicie kiedyś udało mi się podpatrzeć i podsłuchać ich rozmowę.  Key w końcu nie wytrzymał i wyznał co do niego czuję.  Wiem,  że nie powinienem, ale to było silnuejsze ode mnie.  Jong z początku był w niezłym szoku i nie wiedział jak ma się ma zachować.  Chodził przez jakieś dwa dni taki nie swój.  Key w końcu nie wytrzymał i zwierzył mi się.  Był zmartwiony i nawet żałował, że mu to powiedział,  bo Jong zachowywał się dziwnie, a jemu samemu było głupio i niezręcznie.  Na szczęście,  z resztą tak jak myślałem wszystko potoczyło się dobrze. Dino wyszedł z tego całego szoku i podobno gdy byli w pokoju Jong przyznał się Key,  że był dla niego taki oschły bo też go kocha i bał się przyznać. Nie mógł pogodzić się z faktem, ż jest gejem. Wtedy to nadszedł czas na ich pierwszy pocałunek.  Jeszcze nie widziałem ich obu w takich skowronkach.  Na razie oczywiście wiedziałem o tym tylko ja bo nie byli gotowi aby powiedzieć komu kolwiek.
A co u Taemina i Minho? Oni jak zwykle nie odstępowali się na krok,  ale żaden z nich nie przyznał się do swoich uczuć.  No cóż,  a może tylko mi się zdaje i oni nic do siebie nie czują?
Hmmm co jeszcze się wydarzyło w ten czas gdy Minho odbywał swoją karę?
A to ci dopiero historia.  Wreszcie w drugim tygodniu, a dokładnie w środę wpadłem na niego... Na jednego z nas....
-----------—--------------------------------------------

No i mamy kolejną część.  Musieliście długo czekać ale teraz już możecie czytać i oceniać :-)


niedziela, 15 lutego 2015

~ Jedna ze stron życia 11~

No kolejny rozdział już jest xd mam nadzieję że się podoba :p

WPIS XI

Następnego dnia... No właśnie, co było następnego dnia? ISTNY ARMAGEDON!
Na prawdę pójście do szkoły nie było najlepszym pomysłem..... TAK! Poszedłem wtedy do szkoły. Co ja wtedy sobie myślałem? Nie wiem. Ale koniec tego wyżalania się.
Gdy tylko przekroczyłem progi tej obskurnej budy wszystkie gałki oczne były skierowane w moją stronę. Już myślałem, że zaraz ktoś się na mnie rzuci i zabije, pobije albo zacznie szarpać, ale nic takiego nie miało miejsca (co wydawało mi się nawet dziwne). Kroczyłem niepewnie i przemierzałem kolejne metry korytarzy, gdy nagle wpadłem na Key, który najwidoczniej przyszedł wcześniej.
- Onew? Co tu robisz? Przecież miałeś nie chodzić do szkoły... - Dziwił się. Blado się do niego uśmiechnąłem i pociągnąłem go za rękę w stronę sali w której akurat mieliśmy mieć pierwszą lekcje. Gdy znaleźliśmy się w środku dopiero wtedy odetchnąłem. W sali byliśmy całkiem sami, ale wiedziałem, że to nie będzie trwało długo bo za jakieś pięć minut wypełni się cała w uczniach.
- Przecież muszę chodzić do szkoły. - Westchnąłem. Lekcje jeszcze się nawet nie zaczęły,  a ja już czułem, że będę miał dość po tej lekcji. Przechodząc teraz korytarzem miałem dość tych spojrzeń, a co dopiero wytrzymać tak przez całą godzinę lekcyjną?
- Będzie dobrze, zobaczysz. Słyszałem, że teraz wszyscy się ciebie boją, to nawet się do ciebie nie zbliżą. - Ta wiadomość nawet trochę mnie ucieszyła, ale i przeraziła. Dlaczego przeraziła? Nie wiem, to wszystko działo się zbyt szybko, wszystko było zbyt skomplikowane, trudne i niejasne, a ja nie należałem do tych osób "kumatych". Tak więc nie zdążyłem już odpowiedzieć przyjacielowi gdyż zadzwonił dzwonek na lekcję i liczna chmara uczniów wpadła jak dzikusy do klasy. Zająłem swoje miejsce, Key usiadł ze mną bo Jonghyun stwierdził, że nie życzy sobie jego towarzystwa i usiadł osobno. Na prawdę dziwnie się zachowywał.
.... A jeżeli chodzi o lekcję toczącą się.... Ta... Widać jak uważałem. Bardziej ciekawił mnie zegarek na przeciwko mnie i wskazówka, która z każdą sekundą była bliżej upragnionego końca. I tak właśnie minęło mi wszystkie 7 godzin. To było okropne! Czas jak na złość dłużył się i jeszcze nigdy szkoła nie była dla mnie takim udręczeniem. I co? Teraz już zawsze tak będzie? Szkoła będzie dla mnie jak najgorsza kara, a wszystko przez co?! Przez to, ze jestem dziwakiem.... Ach no tak, miałem się nad sobą nie użalać, ale to trudne. Mieć takie życie, problemy i borykać się z takimi zagadkami na które praktycznie nie ma odpowiedzi, albo tą odpowiedź uzyskać jest bardzo ciężko.
Tak więc. gdy tylko wyszliśmy ze szkoły ( cała nasza piątka), udaliśmy się w stronę mojego mieszkania. Tak jak rozmawialiśmy, poszliśmy poszukać jakichś poszlak. W sumie to nie za bardzo nam szło, nie wiedzieliśmy od czego mamy zacząć, nie mieliśmy punktu przyczepienia. Minho zaczął przeglądać dokumenty mojej mamy. Parę rachunków, umowa kredytowa (nie wiedziałem, że mama brała jakiś kredyt, ale mniejsza o to), stare fotografie  i jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, która przykuła uwagę Minho. Od razu mnie do siebie zawołał.
- Onew? Możesz na chwilę?- Podszedłem do niego bez słowa usiadłem obok niego.
- A co to? - Spytałem. Minho podał mi jakąś małą fotografię. Był na niej jakiś malutki chłopiec (mogę przysiąść, że gdzieś już widziałem jego twarz) i jakaś kobieta i mężczyzna, jednak to nie byli moi rodzice. Po co mamie takie zdjęcie? A może to jakaś moja ciotka, albo wujek, a dziecko na fotografii jest jakimś moim kuzynem, którego widywałem kiedyś i może dlatego wydaje mi się, że już kiedyś go widziałem.
- Hmm, nie wiem fotografia? - Powiedział sarkastycznie.
- No wiem, że to fotografia, ale zupełnie nie wiem kto się na niej znajduje. - Mruknąłem do siebie.
- Mam dziwne przeczucie... - westchnął żabol. W sumie to nie tylko on, ja też coś czułem. Pokazaliśmy fotografię Key, Jonghyunowi i Tae, ale oni byli zupełnie zieloni tak samo z resztą jak my. Tak więc zaczęliśmy szukać dalej. Na wszelki wypadek wziąłem fotografię o schowałem ją do kieszeni. Szukaliśmy tak długo, ale nic konkretnego nie znaleźliśmy. Gdy mieliśmy już wracać do domu nagle z jednego z pokoi wyleciał Jonghyun jak oparzony.
- Mam! Mam poszlakę! - Wydarł się podniecony. Nawet ucieszył mnie ten widok, bo miałem już dosyć tego posępnego Jonga. Wyciągnął dłoń w naszą stronę, w której trzymał jakiś mały papierek. To był bilet.
- To bilet kupiony jeden dzień przed śmiercią twojego ojca, a to...- wyciągnął z kieszeni drugi. - To bilet kupiony w to samo miejsce w dzień zabójstwa twojego ojca, a ten... - wyjął trzeci - Ten jest jeden dzień po zabójstwie twojego ojca, a kolejnego biletu nie ma.... To oznacza, że te bilety musiała kupować twoja mama, a jeżeli ona tam tak często jeździła to może i tym razem ukrywa się gdzieś tam.... - Nie wiedziałem czy to ma w ogóle jakiś związek, ale nie można było lekceważyć niczego.
- Jong jesteś genialny. - Uściskałem go.
- W takim razie musimy tam jechać. - Po dłuższym milczeniu dopiero odezwał się Taemin. - Nie ma co tu siedzieć. Wróćmy do domów, ale przed tym zastanówmy się kiedy tam pojedziemy.
- No jak to kiedy? Jutro. - Odparł Key.
- Jutro nie mogę.. - Jęknął Jong. - Jutro mam wizytę, baba z opieki społecznej chce sprawdzić czy rodzina która mnie adoptowała należycie sprawuje swoje obowiązki.
- Trudno, najwyżej pojedziemy bez ciebie, detektywie. - Prychnął Key niby od niechcenia, ale doskonale widać było, że jest mu przykro. Minho chyba też to zauważył bo kąciki jego ust ułożyły się w lekkim uśmieszku. Jonghyun za to spojrzał na Key wzrokiem wypełnionym nienawiścią i już więcej się nie odezwał. Być może się obraził za to, że nikt się nie sprzeciwił słowom divy. No cóż trudno Jong od tego przecież nie zbiednieje..... No dobra może trochę zbiednieje... Trochę co ja gadam! Przecież on to będzie przeżywał przez kolejny tydzień. I ja będę musiał to znosić. Przeżyje? A może jednak nie przeżyje?...(...)
Ok! Wróciliśmy do domu. Dziś ostatnią noc spędzałem u Minho. Spakowałem wszystkie rzeczy, a było ich tak mało, że nawet nie było co pakować i położyłem się. Głowa mnie bolała od natłoku myśli. Długo nie mogłem usnąć,a gdy w końcu udało mi się i tak w nocy przebudził mnie koszmar. Śniło mi się, że przeze mnie giną moi przyjaciele, widziałem jak po prostu umierali, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Nawet nie zorientowałem się kiedy zacząłem płakać przez sen. Poczułem, że ktoś głaszcze mnie po głowie, a gdy otworzyłem oczy ujrzałem twarz swojego przyjaciela, z którym dzieliłem pokój. Przetarłem oczy i usiadłem ciężko dysząc.
- Wszystko gra? - Usłyszałem cichy szept. Kiwnąłem tylko twierdząco głową. Nie miałem siły na odpowiedź, po prostu położyłem się z powrotem i nakryłem kołdrą.
- Idź spać, nic mi nie jest. - Mruknąłem gdy nadal siedział przy mnie. Wiedziałem, że się martwi, ale to był tylko durny sen, o którym pewnie szybko zapomnę. Nie warto było się nad tym rozczulać.
Rano czułem się  gorzej niż kiedykolwiek. Byłem niewyspany i zmęczony. Towarzyszyło mi bardzo dziwne uczucie, odczuwałem niepokój i to tak silny, że nie potrafiłem myśleć racjonalnie. Przygnębiony zszedłem na śniadanie i poszedłem do szkoły. Minho wypytywał się co mi jest, ale nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Tak więc nic nie powiedziałem i milczałem, a on po jakimś czasie odpuścił. Kolejną serię takich samych pytań na dzień dobry zaserwował mi Key, ale i on dostał niemą odpowiedź. Jong gorączkował się bo nie mógł jechać, a Taemin sam nie wiedział czy chce, czy nie chce tam jechać. Jak na złość jeszcze dziś ta dwójka debili musiała się do nas dowalić... Tak chodzi mi o Eunhyuka i Donghae, bo komu innemu zależałoby tak jak im sprawiać nam jeszcze większe zmartwienia. Znów pod naszą nieobecność doczepili się do biednego Taemina. Minho wpadł w furię i tak dotkliwie pobił Hae, że znalazł się u
 dyrektora. No ładnie jeszcze tego brakowało, żeby zostawał po lekcjach i to jeszcze od dziś! Ale jeszcze lepsze przed wami! Bo nasz kochany "móżdżek" odbywał karę razem z tymi dwoma oprawcami. Z całego serca mu współczułem, z resztą nie tylko ja. Kara miała trwać dwa tygodnie. Do cholery czy to oznacza, że wyjazd trzeba jednak przełożyć? Zwlekałem z tym na prawdę do ostatniej chwili, ale na ostatniej lekcji podjąłem decyzję.
- Dziś nie pojedziemy. Minho ma karę, Jong też nie może, zrobimy to kiedy indziej. - Wszyscy się ze mną zgodzili chociaż wiedziałem, że robią to na prawdę z prawdziwą niechęcią. To co zdarzyło się po tym jak już wprowadziłem się do Tae, na prawdę mnie zdziwiło, aczkolwiek nagle nie wiadomo skąd (no dobra wiadomo) przybiegł Minho. Taemin o mały włos nie zgniótł go w swoim uścisku, gdy tamten oznajmił, że ma w dupie karę i że woli jechać i pomóc mnie niż siedzieć z tamtymi dwoma w kozie. To mnie mile zaskoczyło, ale to co stało się chwilę po tym jak Minho wparował do pokoju zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Otóż zaraz po Minho (może z dziesięć minut później) do pokoju wparował zdyszany Jonghyun.
- Kurwa! Ja już tak nie mogę! - Patrzyliśmy się na niego ze zdziwieniem. - Walić rodzinę! Walić jakąś starą babę z opieki społecznej! Walić to! Wolę być tu z wami, pomagać ci Onew i być przy was. - To było na prawdę miłe.
- Jong to miłe, ale...
- Przecież tak czekałeś na tą rodzinę i co teraz tak sobie to olewasz? - Wtrącił się Key.
- Wiesz przemyślałem to wszystko. Głupi jestem to fakt, nie powinienem ci mówić tylu przykrych rzeczy. Jesteś dla mnie....jesteś dla mnie jak brat, a braci się nie rozdziela. - Uśmiechnął się do Key, a ja o mały włos nie uroniłem łezki. Taka wzruszająca scena.  Key się nie krępował i rozryczał jak baba, która ma jakieś humorki i akurat ma napad niekontrolowanego płaczu. Miło było patrzeć na pogodzonych przyjaciół rzucających się sobie w ramiona! (Dobra trochę się nakręciłem). Tak więc gdy w końcu Key się uspokoił mogliśmy wyruszyć w tą podróż nie wiedząc co nas czeka na miejscu, o ile coś nas czekało.... Było oczywiste, że jeżeli dziś nic nie znajdziemy i niczego nie dowiemy, to będziemy tam wracać ile będzie trzeba. Tak łatwo się nie poddaję.
Tak więc pojechaliśmy do miejsca w które jeździła moja mama nie wiedzieliśmy gdzie mamy teraz się udać. Staliśmy na przystanku jak te słupy i nikt nie miał pomysłu w którą stronę iść. Bez celu kręciliśmy się po ulicach mając nadzieje, że jednak coś zauważymy, ale to było jak szukanie igły w stogu siana. Miasteczko jak miasteczko, zwykłe, wszędzie dużo ludzi, jednak nie tak dużo jak w stolicy. Ludzie tu się nie śpieszyli, uśmiechali kłaniali sobie na wzajem. Inne życie niż u nas, a tak blisko. Obserwowałem wszystkich dokoła i rozmyślałem intensywnie, bo miałem wrażenie, że jednak już tu kiedyś byłem. Z wycieczką? Nie, przecież nie ma tu nic ciekawego. Nagle znikąd w mojej głowie ukazała się kolejna wizja:
" Byłem małym dzieckiem. Jechaliśmy samochodem. Ja, tata i mama. Miałem może z 4 latka, byłem drobnym, słodkim dzieckiem z szerokim uśmieszkiem na twarzyczce. Jechałem na tylnym siedzeniu w małym foteliku, rodzice zaś byli z przodu. Mama co chwila odwracała się do mnie i coś mi mówiła, uśmiechała się i była szczęśliwa. - Już niedługo zobaczysz babcie i dziadka Jinki- Na te słowa uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Twoi rodzice wiedzą, że przyjeżdżamy?- Nale spytał tata. Mama tylko skinęła głową. Po jakimś czasie wysiedliśmy z samochodu, a ja się przewróciłem. Widziałem jak płacze i trzymam się za zdarty policzek i kolanko. Tata zabrał mnie do jakiegoś wielkiego domu. W progu stała jakaś starsza kobieta - prawdopodobnie moja babcia. Moje rany zostały opatrzone. Jedliśmy obiad, rodzice śmieli się, a ja wyszedłem na podwórko. Zaraz dołączył do mnie dziadek i wybraliśmy się na spacer po okolicy. To było to miejsce, gdzie znajdowaliśmy się dosłownie teraz! Stałem teraz sam przed sobą. Mały Onew i ja teraz, ten teraźniejszy. Wpatrywałem się w siebie młodszego, a ten młodszy Jinki wpatrywał się na mnie. 
- Dziadziusiu? Co to za chłopak się na mnie patrzy? - Mały Jinki spojrzał zdziwiony na wspomnienie dziadka. - Wnusiu nie żartuj nikogo tu nie ma. - Ale Dziadku, ten chłopczyk się na nas patrzy....-
Byłem w szoku czy ja młodszy widziałem wtedy siebie starszego? No tak! Teraz przypomniała mi się ta sytuacja. Ale czy to jest realne? Jak to wyjaśnić, czy przyszłość była mi pisana już z góry i czy moje życie już ma napisany scenariusz? A jak ten scenariusz nie kończy się happy endem?..."
Szybko się otrząsnąłem i spojrzałem przerażony dokoła. Opowiedziałem chłopakom co zobaczyłem i że widziałem sam siebie, tylko w młodszej wersji, a ta młodsza wersja mnie teraz. No byli w takim szoku, że nie bardzo chcieli mi w to wierzyć. Nie dziwię się sam sobie teraz nie chciałem wierzyć.
- To oznacza...- Zaczął dumać Minho. - Że jeżeli mieszkali tu twoi dziadkowie, to musi to być rodzinne miasto twojej matki.
- No ba... - westchnął Jong. - Musimy odnaleźć twoich dziadków.
- Chyba ich dom, bo oni już dawno nie żyją. - westchnąłem. - Ta wizja to jedyne wspomnienie po nich. Do dziś nie miałem żadnego, dlaczego ukazała mi się akurat dziś?
- To proste, ponieważ jesteś tu gdzie oni kiedyś mieszkali. - Odparł Tae.
- Wiesz gdzie znajduje się dom dziadków? - Spytał Key. Nie byłem tego pewien, ale poszedłem tą samą drogą co mały ja i dziadek. No i to była poprawna droga Ten sam dom stał tam gdzie kiedyś. Nic się nie zmieniło. Był trochę zniszczony i starszy, ale wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Tam gdzie rosły kwiaty, tam były i teraz, garaż, buda dla psa, altanka, wszystko stało na swoim miejscu jak parę lat temu. A w środku? Nie wiedziałem czy ktoś tam mieszka, czy odkąd dziadkowie umarli dom stoi pusty, ale to niemożliwe, wszystko jest zadbane.
-Może sprawdzimy?- Jonghyun narwaniec już kroczył przed siebie, ale go zatrzymałem.
- Poczekaj! A jak mieszka tam ktoś?
- W sumie dom jest zadbany, może być zamieszkały. - No i Minho i ja mieliśmy rację. Chwilę później z domu wybiegła dwójka dzieci, a zaraz po nich wyszedł dobrze zbudowany mężczyzna.
- Poczekajcie! -Krzyknął do nich, ale wcale go nie słuchały. My nadal staliśmy w miejscu zastanawiając się co teraz począć. W końcu usiadliśmy po drugiej stronie ulicy na drewnianej ławce i kompletnie nie wiedzieliśmy co dalej. Nadal nie byliśmy w stanie określić gdzie znajduje się matka Onew.
- No i co? Nie mówcie mi, że bedziemy siedzieli tu bezczynnie cały dzień. To już wole połazić trochę po okolicy i się rozejrzeć. - Tak myślałem, że Jong zacznie niedługo marudzić. Westchnąłem tylko i ruszyłem dupsko z miejsca, które i tak nie było zbyt wygodne. Za mną ruszyła reszta. Błąkaliśmy się bez celu jeszcze jakieś dobre dwie godziny, gdy nagle mój wzrok przykuła jedna niska, szczupła sylwetka. Osoba ta stała do nas tyłem, lecz ja wiedziałem już kto to. A może się myliłem? Stanąłem bez ruchu i tylko czekałem aż się odwróci. W myślach modlilem się aby to była ona, a z drugiej strony też nie chciałem bo bardzo się bałem. Słyszałem za sobą jak Taemin nerwowo przełyka slinę, Jong wcale przestał oddychać, ja byłem zdenerwowany, Minho opanowany, zaś po Key było od razu widać, że się boi, bo zaczął nerwowo gryźć swoją dolną warge. Czas jakby się zatrzymał, a w mojej głowie nagle pojawiło się milion pytań...

sobota, 31 stycznia 2015

~ Jedna ze stron życia 10 ~



WPIS X

Następnego dnia według planu udaliśmy się do mojego domu. Stał pusty, tak jak go zostawiłem. Na szczęście nikt się do niego nie włamał. Niestety klucza nie znaleźliśmy nawet po długich poszukiwaniach. Drzwi nie mogliśmy wyważyć bo nie dalibyśmy rady. Ojciec dobrze je zabezpieczył i sam kiedyś powiedział mi, że są antywłamaniowe. Minho jak zwykle rozmyślał co by tu teraz zrobić, Tae siedział znudzony jak zawsze, a Jonghyun, on po prostu się denerwował ponieważ też nic nie mógł poradzić. Tak na prawdę to staliśmy w miejscu i to mnie najbardziej dobijało. Od śmierci ojca minęło już tyle czasu, a ja nawet nie wiem gdzie mam szukać tego typa, który pozbawił go życia.
- No i co? Będziemy tu tak siedzieć? Przecież to nie najmniejszego sensu. - westchnął nerwowo Dino i w sumie to miał rację, też nie miałem zamiaru tu dłużej siedzieć, bo po co?
- Lepiej się zastanówmy gdzie matka Onew ukryła klucz... - Żabol nadal siedział zamyślony, ale ja nie miałem już nawet ochoty na myślenie. Chciałem odpocząć i sprawdzić jak czuje się Key, bo miałem niezbyt dobre przeczucie. Tae ciężko podniósł się z krzesła i skierował się w stronę wyjścia.
- Ja nie wiem jak wy, ale ja wychodzę. Nic tu po nas i tak nie odnajdziemy tego klucza, pewnie ona go zabrała.
- On ma rację. - Przyznałem to z lekkim rozczarowaniem.
- No to co teraz zrobimy? - Minho również załamał ręce.
- Trzeba tylko odnaleźć matkę Jinki'ego. Wiem, że to nie będzie proste, ale musimy dać radę... - No tak. Jonghyun miał rację, to wcale nie będzie takie łatwe, bo nawet nie wiemy gdzie ona się teraz podziewa. Wiedziałem też, że nie chcę się tak poddawać i kiedyś odkryję prawdę dlaczego mam te dziwne wizje, dlaczego ojcu tak zależy abym ujawnił prawdę. Z każdym dniem robiło się to nieco trudniejsze i bałem się, że w końcu nigdy ta sprawa się nie wyjaśni. Nie wiedziałem co czeka mnie jednak w najbliższym czasie, bliższym niż mogłoby się wam wszystkim wydawać. Zrezygnowani wróciliśmy do swoich domów, a nie... Ja mieszkałem u Minho, pomyłka. W domu chłopaka zastanawialiśmy się wspólnie nad tym wszystkim, ale tak na prawdę nie było racjonalnego wytłumaczenia na te wszystkie dziwadła. No tak! Key! dopiero potem przypomniałem sobie, że miałem sprawdzić co u niego. Minho wypytywał się gdzie wychodzę, ale nic mu nie odpowiedziałem i po prostu wyszedłem. Miałem nadzieję tylko, że nie będzie mnie śledził i tak nie było. Właśnie to w nim lubiłem, nie wisiał nade mną tak jak Jonghyun, który swym natręctwem czasem doprowadzał mnie do furii. No tak! Przypomniało mi się, że to właśnie tego dnia mieli adoptować tego natręta. Może i tak na niego teraz  mówię , ale tak na prawdę bez niego nie byłoby to samo. Denerwował mnie to fakt i chyba robił to z przyjemnością, ale widać też było, że to wina jego charakteru. Każdy z naszej piątki był inny i to mi się podobało. Ale koniec tych przemyśleń. Gdy tylko dotarłem do sierocińca, gdzie mieszkał Key powędrowałem do niego. Nie wiedziałem czego miałbym się spodziewać. Widok nie był jednak najgorszy, ale wyraźnie wyczułem, że nasza kochana Diva był przygnębiony.
- Wyprowadził się?
- A widzisz go? Jeszcze....- Głos mu się załamał. - Jeszcze na odchodne powiedział mi żebym tu zgnił... - rozpłakał się na dobre. Bez słowa przytuliłem się do niego.
- Znów się posprzeczaliście? Co wam to da?
- Ostatnio ciągle się kłócimy, nie możemy się porozumieć. Od kiedy.... od kiedy....
- Od kiedy ja się pojawiłem, wiem. - Posmutniałem wtedy nieco. Chłopak się zaprzeczał, że to nie tak, że nie miał tego na myśli i nie chciał żeby to tak zabrzmiało, ale ja nie byłem głupi, przecież każdy by stwierdził to samo co ja.
- Nie rozumiesz... - mruknął smuto i wbił wzrok w ziemię. - To nie przez Ciebie. To wszystko moja wina, jestem głupi i naiwny i wiem, że nigdy nie będzie idealnie, że zawsze będzie mi czegoś  brakować. Nie mam rodziców, sam wiesz jak się czuję. Osoba którą kocham.... prawdopodobnie... nigdy nie będziemy mogli być razem. - To mnie trochę zbiło z tropu. Chłopak był zakochany? Nic nie mówił...
- Jesteś zakochany? Czemu nic nie....- Nie zdołałem skończyć, bo on wbił we mnie smutne spojrzenie. Oczy miał już po brzegi wypełnione łzami i odpowiedź sama nasunęła mi się na język.
- Jonghyun? - Samo wyrwało mi się z gardła. Chłopak tylko pokiwał głową. Nie protestował, rozpłakał się i oparł o moje ramię. Cieszyłem się, że w końcu mi się przyznał. Nie wiedziałem teraz co mam robić, ale też nie zamierzałem tak tego zostawić.
- Tylko proszę Cię... Nie mów nikomu. - Z każdą chwilą zanosił się coraz bardziej.
- Nie płacz. - Szepnąłem mu do ucha. - Nikomu nie powiem, nie martw się... - Może chcesz żebym tak dyskretnie zapytał go o co mu tak na prawdę chodzi?
- Nie wiem o co mu chodzi.... Z dnia na dzień się zmienił, to już nie ten sam Jong, którego pokochałem i to mnie tak boli. - Ponownie zaczął płakać.
- Czemu mu nie powiesz?
- Ależ próbowałem, tylko on niespodziewanie zaczął się dziwnie zachowywać, zaczęliśmy się kłócić, coraz gorzej się dogadywaliśmy i straciłem ochotę i odwagę aby mu powiedzieć co czuję. Teraz mu nie powiem, bo na pewno mnie odrzuci, nie chce rozczarowania i wolę milczeć. Zawsze warto mieć nadzieje, niż w ogóle jej nie mieć. Ja zawszę będę go kochał, on nie musi o tym wiedzieć.
- Ale będziesz cierpiał...
- Równie dobrze będę cierpiał jak mnie odrzuci i znienawidzi do końca, tego bym nie przeżył.
Byłem bezradny i w sumie to nie wiedziałem co mam mu poradzić.
- Nie zamierzasz nam pomóc? Już zawsze będziesz go unikał, bo coś mu odwaliło i zachowuje się jak gbur?
- Nie chcę go widzieć... - westchnął.
- Ale to nie rozwiążę problemu i tylko bardziej będziesz o nim myślał. Spróbuję  się dowiedzieć o co mu chodzi, a ty jutro przyjdź do Minho, mamy się spotkać aby postanowić co dalej robić. - Wstałem i poklepałem go po ramieniu. - I nie rycz już, facetem jesteś.. - uśmiechnąłem się promiennie. - Miłość to przejściowy stan, zobaczysz z czasem przemija wszystko, nawet miłość. - Zostawiłem go samego i wróciłem do domu Minho. Ten od razu gdy zobaczył moje przygnębienie zaczął wypytywać mnie co się stało, ale przecież obiecałem i nie mogłem wyjawić tej tajemnicy. Tego dnia miałem już na prawdę dosyć. Chciałem jak najszybciej położyć się i iść spać, ale pojawił się kolejny nieoczekiwany problem. Rodzice Minho zaczęli wypytywać się gdzie jest moja matka, dlaczego zostawiła mnie na tak długo. To oznaczało jedno, nie mogłem już długo mieszkać u przyjaciela. U Key nie było szans, Jonghyun też odpadał. Został mi tylko Tae, ale też tylko na jakieś dwa tygodnie, a potem? Co potem? Miałbym wrócić do swojego mieszkania? Przecież tam było niebezpiecznie. Tu zaczęły się poważne zmartwienia, które nie dawały mi spać tej nocy.
 Następnego dnia wyglądałem jak jakieś zombie. Niewyspany i ledwo żywy zszedłem na śniadanie dobrze, że rodziców Żabci już nie było w domu bo by zaczęli się o mnie martwić. Niedługo potem zjawili się też Tae i Jong. Miałem cichą nadzieję, że Key przemyśli co mu powiedziałem i też się zjawi. Myślałem, że olał sobie moją wizytę i prośbę, ale nie. W końcu przyszedł, panowała nieco niezręczna atmosfera  i wyraźnie czuć było to napięcie pomiędzy nim, a Jonghyunem. Siedzieli oddaleni od siebie i wcale na siebie nie spoglądali.
- Tak na prawdę to jesteśmy w kropce. - stwierdził po jakimś czasie zamyślony Minho.
- Co ty nie powiesz. My nic nie wiemy. Wiemy tylko, że w tym gabinecie musi być coś co rozwiążę całą sprawę. Jednak nie mamy klucza, bo ma go mama Onew, która niespodziewanie sobie zniknęła. Za to Onew ma wizję, które też nie wiemy skąd się biorą, dopóki nie odnajdziemy matki Onew. Jeszcze jakby tego było mało, ściga go jakiś podejrzany typ, który jest prawdopodobnie zabójcą ojca Dubu. Więc ja już nie wiem co mam robić, gdzie szukać i jak szukać. - Widać było, że Jonghyun od tych kłótni z Key nie miał już nawet ochoty na rozwiązanie tej zagadki. Był w nią przecież tak wciągnięty. Załamałem ręce. Jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy wytrzymam psychicznie.
- Proponuje najpierw odnaleźć Panią Lee, a potem podejmować jakiekolwiek inne działania.- Taemin miał rację.
- Właśnie po kolei.
- Ale zostaje jeszcze jeden problem, a raczej dwa. - Spojrzałem pytająco na Key, który w końcu się odezwał. - Chodzi o Heechula, szkołę i o to gdzie Onew będzie teraz mieszkał. Przecież nie możemy o tym zapomnieć. - Zrobiło mi się miło, że pamięta o mnie.
- Właśnie! Moi rodzice już się wypytują. Co będzie jak dowiedzą się odrobinę za dużo?
- Może zamieszkaj w domu dziecka, u Key zwolniło się miejsce w pokoju - Wrednie wtrącił Jonghyun. Nie wytrzymałem i nerwy mi puściły. Złapałem go za koszulkę i zaciskałem już pięści. Widać, że Key zrobiło się przykro.
- Pogadamy sobie później...- Wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Ej przestańcie! - Rozdzielił nas Minho. Opanowałem się szybko i odpuściłem. No tak, to nie był najlepszy czas, ani miejsce na takiego typu sprzeczki.
- Myślicie, że ta sprawa sama się rozwiążę! Obicie sobie ryjów i niepotrzebne kłótnie w niczym tu nie pomogą. - I znów Minho miał świętą rację. - Ja mam tego dosyć! Jak tak dalej pójdzie to będziecie radzić sobie sami! - Żabol naprawdę się zdenerwował, a ja ani nikt z obecnych nie śmiał mu przerywać. Gdy się denerwował wyglądał strasznie, szczerze? Nie podskoczyłby mu nawet Jonghyun. Taka prawda, bo może krótko ich znam, ale już trochę o nich wiem. Key jest wrażliwy i uczuciowy, ma hopla na punkcie czystości i to dobry chłopak. Wiem, że nie opuściłby nikogo w potrzebie. Jonghyun porywczy i wkurzający, nienagadany i nawet natrętny. Z reguły wesoły koleś, ale gdy się wkurzy docina wszystkim i nie patrzy na to czy kogoś tym rani, czy nie. Taemin... Hmmm... On to raczej bojaźliwy, ale bardzo zwinny. Niechętny do uczestniczenia w tym całym  "polowaniu na zabójcę". Widać, że chętnie zająłby się czymś innym, np tym co najbardziej kocha, czyli tańczyłby całe dnie. Jest tu z nami jedynie ze względu na Minho. Gdy tylko to możliwe chłopak nie odstępuję go na krok. Nieśmiałość i skromność też można dopisać mu do jego cech. Za to Minho, jak już zdarzyło mi się wspomnieć wcześniej był "mózgiem" w każdej sytuacji. Opanowany i spokojny, rozważał każdy najdrobniejszy szczegół. Rzadko można było wyprowadzić go z równowagi. Zawsze stał murem za Tae, nie pozwalając mu zrobić krzywdy. Czy gdyby nie był w nim zakochany, też by tak postępował? ( lecz to są tylko moje przypuszczenia).
O sobie chyba nie muszę opowiadać. Do niedawna kaleka, potykałem się o własne nogi, a teraz mam jakieś moce " z dupy ". Myślicie, że mi się to podoba? A w życiu! Co ja bym dał, abym znów mógł być normalny.
A wracając do darcia się Minho...
W końcu się uspokoił, a na jego twarzy znów malował się stoicki spokój. W końcu udało nam się ustalić kwestię z moim tymczasowym pomieszkiwaniem. Taemin był moją ostatnią deską ratunku, więc tak czy siak nie było innego wyjścia. A to się nawet dobrze składało, gdyż będę mógł wypytać go o jego relację z Minho (bardzo mnie to ciekawiło). Czemu nie zapytałem o to Minho, gdy u niego mieszkałem? To proste, po prostu doskonale wiedziałem, że nic mi nie powie i wyprze się, a Taemin? On nie umie kłamać. Wiem, może to i nie moja sprawa, nie powinienem mieszać się w ich prywatne sprawy, ale jak dojdzie do tego co dzieje się teraz z JongKey? Wtedy to zostanę ze wszystkim sam jak palec, a tego nie chce.
Na razie nie zastanawiałem się co będzie potem z moim pomieszkiwaniem, teraz była o wiele trudniejsza kwestia, a mianowicie: " co zrobić ze szkołą? " Przecież byłem nieletni, nie mogłem opuszczać notorycznie zajęć.
...- No gdybyś nie wypalił z tym powiewem z dłoni, to można by było wcisnąć im kity, że Heechul łże, ale teraz to po prostu kicha. - Westchnął ciężko i niestety miał rację, lecz ja wtedy nie mogłem nad tym zapanować.
- I co teraz? - Spytałem już całkiem załamany. Pozwólcie, że zadam sobie to samo pytanie co zawsze. "Dlaczego ja?".
Minho dumał i dumał, ale nawet on nie wiedział co zrobić. Przecież ludzie w szkole nie dadzą mi spokoju, nie dadzą też chłopakom, bo kumplują się ze mną. Ale się porobiło. Nieświadomie aż złapałem się za głowę bo nagle znikąd pojawiła się kolejna wizja....
 ,, Jak zwykle widziałem zakapturzoną postać - prawdopodobnie mężczyzny. Dziwne było to, że nie był sam. Obok stała kobieta, też w kapturze. Skąd wiem, że była to kobieta? To proste jej włosy wystawały spod kaptura i opadały jej na piersi. Długie, proste- moja matka takie miała. Kobieta stała bokiem i nie mogłem dostrzec jej twarzy. Nagle ujrzałem w oddali jeszcze jedną postać, młodego chłopaka. Też był w kapturze, też nie widziałem jego twarzy, tylko usta. Wydawało mi się, że gdzieś już je widziałem. Widziałem ten uśmieszek, ten grymas, ale gdzie? Teraz nie potrafiłem sobie przypomnieć. Obserwowałem ich dalej... Rozmawiali o czymś, ale o czym? Nie mogłem usłyszeć. Nagle na swoim ramieniu poczułem chłód, przeszedł mnie dreszcz, a gdy spojrzałem w bok stał tam mój ojciec, a raczej jego zjawa. Pokazywał palcem na całą trójkę. Nic się nie odzywał. Ja też chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem, jakbym niespodziewanie stracił głos. To było okropne uczucie.~ O co tu kurwa chodzi!!! ~ Wydarłem się w swoich myślach i nagle się ocknąłem....,,
Siedziałem tak samo jak wcześniej na łóżku. Chłopaki z ciekawością mi się przyglądali. Wiedziałem, że zaraz posypią się pytania. Opowiedziałem im to co zobaczyłem to, że nie mogłem mówić, o ojcu i postaciach.
- A może rozpoznałeś miejsce gdzie się znajdowali? - Spytał nagle Minho. No tak! Jaki ja głupi na ten ważny szczegół nie zwróciłem uwagi!
- Nie, byłem zajęty rozpoznawaniem twarzy. Wydaje mi się, że znam tego chłopaka co z nimi tam stał.
- Wiesz kto to?
- Na razie nie, ale dowiem się, nie chcę oskarżać bez podstaw. Pozwólcie, że sam to sprawdzę i powiem wam jak będę już na sto procent pewny. - Uszanowali moją decyzję, nawet Jonghyun co bardzo mnie zdziwiło.
- Poszukiwania mojej mamy zaczynamy od jutra po szkole. - Oznajmiłem. - Wrócimy do domu, poszukamy wskazówek gdzie mogła się udać. Musimy zrobić śledztwo sami, inaczej nie dowiemy się niczego, a dusza mojego ojca nie zazna spokoju.....


______________________________________________________________________
Oto 10 rozdział xd szkoda tylko, że nikt nie komentuje, ale to co xd nie wiem kiedy będzie
kolejny ;p